Pier to nabrzeże. Pier… jak zaczyn do konkretnej słownej zaczepki. Jak pier… wszy głód, który zmusza nas, by poszukać stosownej miejscówki. To dopiero początek podróży, więc mamy gest i fantazję. A później? A jakie to ma znaczenie? Jakoś to będzie. Przybijamy więc autem do nabrzeża, wzdłuż którego ciągnie się cały ciąg portowych magazynów, niczym zębów wielkiego grzebienia, wbijających się swoimi wypustkami w wody zatoki. Niektóre z nich pełnią jeszcze pierwotne funkcje portowe. Inne zostały zamienione na hale targowe lub stragany badziewia dla turystów. Czyli nie dla nas. Sramy na takie atrakcje.