– Chyba się trochę zakręciliśmy…
– Jak płyta na gramofonie.
– Dla mnie to ostateczny, finalny, zapluty, przysięgam na wszystko, że ostatni – Koniec Szlaku. Przyjacielu, przykro mi. Trail’s End – oznajmiam resztką suchej pary z ust.
– Dlaczego? Może jeszcze kawałek, dasz radę – bredzisz.
– Przeznaczenie.
– Jakie?
– Teraz to już chyba jasne. Co przepowiedział tamten Przewodnik, w Atomowej Nevadzie?
– Megatonowy Fakap?
– Dokładnie! Oto i on! Nie musieliśmy długo czekać – niniejszym wydaję oświadczenie, będąc na finiszu władz umysłowych. Ty swoje postradałeś wcześniej. Już nawet nie dyskutujesz, nie dociekasz, nie spierasz się. Każdy ma swoje świry – Nie mam siły. Chyba się już odwodniłem. Czoło piecze, gorączka rośnie. To działa bardzo szybko i nieodwracalnie. Tylko mnie zakop, żeby mnie pumy nie rozszarpały.
– Orany? Masz omamy? – Zaczynasz kapować. Czujesz lęk. Widać w Twoich oczach. Oczy nie kłamią.
– Halucynacje muszą być. Optycznie będzie dobrze nam. Na monitorach nowy świat, więc dalej emitujcie film. Film.*
– Masz film na szybkim przewijaniu? – Chciałbyś pewnie włączyć STOP, ale nie potrafisz. Postanawiasz działać.
– Omamy mamy więcej nic. Fatamorgany pięknych dni. Emisje misje swoje pełnią skrycie. Na satelitach gwiezdny pył. Pył.*
*nawet jeśli ogólnie lub szczególnie nic gra, to nam i tak coś brzęczy w głowie. Tak już mamy. Takie omamy. Fragm. Halucynacje, Republika, sł. Grzegorz Ciechowski. Mistrz.
– Rozdzielmy się, ja mam więcej siły, poszukam drogi w tym pyle – Mówisz lecz chyba nie tędy droga Przyjacielu. Ja może mam omamy, ale Ty bredzisz jak potłuczony. JAK TO ROZDZIELMY?
– Jak to rozdzielmy? – Pytam na głos – Przecież to pewna śmierć. Już nikt nigdy nas nie znajdzie, ani Razem ani Osobno*. Zgubimy się na amen!
*Był taki tygodnik w naszych czasach, całkiem poważny „Razem”, ale na ostatniej stronie był całkiem śmieszny – tam nazywał się „Osobno”.
– Eeee?
– Wystarczy, że wejdziesz za jedną górkę i już nie będziesz wiedział gdzie mnie zostawiłeś. Wszystkie są takie same. Jak fale na środku morza! Tak to właśnie działa.
– Masz rację – przyznajesz rację. – To co robimy? Ja nie wiem. Nie mam pomysłu. Nie dam rady Cię holować.
– Idź na tę wydmę, jeśli masz siłę. Może tam znajdziesz zasięg z satelity? Może jest ju jakiś numer emergency? Trzeba spróbować! Zawsze trzeba próbować, nawet jak nie ma nadziei – Przykładowo rzucam taki pomysł.
– Dobra! Wspinam się! – Wspinasz się. Wydma jest chyba takiej wielkości, jak ta przy plaży w Łebie, chyba też jest ruchoma, sprawia takie wrażenie.
– Włączam telefon! Żeby baterii wystarczyło! – Włączasz telefon. Krzyczysz z góry. Słyszę.
– Loguję się do sieci! Szuka! – Aha, logujesz się, on szuka.
– Nie ma! – Aha, nie ma. Jest tylko gwiezdny pył.
– Przesunę się wyżej! Może tam?… – Przesuwasz się wyżej.
– Coś łapie! (…) buję (…) onić! – Coś złapał. Coś złapałeś. Wiatr przynosi co drugą głoskę.
– (…) alo (…) ujemy (…) mocy! – Mówisz jakby czkawką. Może podejdę bliżej. Postaram się, choć nie obiecuję. Jeszcze kawałek, do drugiego drzewka. Do tego najbliższego cienia…
– Jesteśmy na pustyni. Nie, nie wiemy gdzie. Szliśmy od drogi. Parking. Samochód. Biały. Nie, nie znam numerów – Mówisz dalej. Słucham. Może ktoś jeszcze słucha? Oby to była centrala! Centrala nas ocali!
– Szliśmy, może dwie godziny, może trzy nie wiem, skręcaliśmy. Kilka razy – Mówisz dalej.
– Mój numer telefonu? – Pytasz. Ale pytasz o swój czy mój? A po co mój? Zanotują i powiedzą, że oddzwonimy? Ale jak oddzwonimy? Przecież ja nie mam zasięgu w ogóle. Wogle.
– Zirou zirou seven seven eight… – Aha czyli podajesz swój. Jest nadzieja!
– Czy potrzebujemy helikopter? – Powtarzasz słowa usłyszane od centrali…
– Ej potrzebujesz helikopter? – Krzyczysz, pytasz. Że jakaś kobieta pyta…
– Czy ja potrzebuję helikopter? – Oczywiście kurwa, że potrzebuję. Byłoby extra, Fajnie, zajebiście by było, to by było coś! Jakby przysłali takiego Bella Irokeza z Dnia Apokalipsy. Przecież właśnie oto mamy Dzień Apokalipsy! A gdyby puścić z głośnika Walkirię Wagnera! No to sraka z wrażenia strzelałaby jak napalm! Ale pewnie to kosztuje. Taki event. Taki show. Raczej drożej, niż wyciąganie auta znad Colorado. A za rachunek trzeba będzie zapłacić. TAKIE RACHUNKI SĄ ZAWSZE WYMAGALNE. Macham więc ręką, że może jednak nie. Może nie tym razem.
– A czy są inne opcje? – Pytasz. Kurwa jakie opcje? Co mają przysłać? Latający spodek z Area 51? Cisza…
– Namierzają mój numer – Wołasz – To potrwa…! – Trwa. Trwasz. Trwam.
– Widzi mnie pani? Świetnie! – Radujesz się. Jak widzi? Gdzie widzi? Kurwa teleskopem? Ogląda moją twarz w lunecie*? Z nieba? Jak Astronom? Czyli ONA też jest z NIMI? W zmowie? Kuźwa jak tu gorąco.
*fragm. Obcy Astronom. Republika, sł. Grzegorz Ciechowski
– Co mamy robić? Przesuwać się do drogi? Ale którędy? W którą stronę? – Mimo udaru zadajesz logiczne pytania.
– Aha, aha…. okay! – chyba słuchasz instrukcji.
– Deputy is on his way, deputy is on his way – Znowu powtarzasz. Jak życiodajną mantrę – że ktoś jest w drodze. Wiadomo, wszyscy jesteśmy w drodze i Ty i ja i jakiś pan Deputy i ta pani z infolinii emergency też! Nawet jeśli tego nie czuje, bo siedzi na dupie w centrali w Houston. Jest w drodze. Schodzisz z góry. Jesteś w drodze. Do mnie. To już coś. Coś namacalnego. Konkretnego.
– Wstawaj! Mamy się przemieszczać. Ona mówiła, że mamy iść pod górę. I jak dojdziemy – na następne wzniesienie, to znów muszę włączyć telefon i poczekać. I ona sprawdzi, czy dobrze idziemy. Namierzyli nas. Zanotowała naszą pozycję i będzie widziała wektor ruchu. I wyśle mi SMS, czy jest OK i czy w dobrą stronę się poruszamy. Tu są zbyt duże piaski, tu nikt nie dojedzie, ale tam dalej powinno być lepiej. Jest jakaś polna droga, tam mają wysłać pomoc. Będą nas śledzić i tam nas zgarną z trasy. Tam, gdzie będzie to możliwe.
– Znowu nas śledzą? Namierzają? Czyli to wszystko prawda. Mają nas w garści. Ale to cieszy. Świetnie! Niech nas namierzają, niech nas śledzą. Nie ma problemu. Skoro mają nas ratować. Jakie to jest pokrętne! Jaki to zakręcony, szczęśliwy albo złośliwy, chichot losu.
– Mamy iść powoli, żeby się nie spieszyć, żeby zachować siły. Jak najwięcej sił. To jest kluczowe.
– Super! Jest nadzieja! – Nadzieja potrafi działać podobnie jak strach. Umie doładować przynajmniej kilkanaście procent mocy w trybie turbo, przez łącze szybkiego doładowania. Kilkanaście dodatkowych procent mocy. Extra bonus! To już jest coś! Coś namacalnego. Konkretnego! – Idziemy! Na Zachód? Tam zawsze była jakaś cywilizacja!*
– Nie do końca. Bardziej mamy się kierować na południe. Jeśli wiemy gdzie to jest.
*cyt. z filmu Juliusza Machulskiego „Seksmisja”