109. #Koniec szlaku w rytmach Dead or Alive

– Chyba się trochę zakręciliśmy…
– Jak płyta na gramofonie.
Dla mnie to ostateczny, finalny, zapluty, przysięgam na wszystko, że ostatni – Koniec Szlaku. Przyjacielu, przykro mi. Trail’s End – oznajmiam resztką suchej pary z ust.
Dlaczego? Może jeszcze kawałek, dasz radę – bredzisz.
Przeznaczenie.
Jakie?
Teraz to już chyba jasne. Co przepowiedział tamten Przewodnik, w Atomowej Nevadzie?
Megatonowy Fakap?
Dokładnie! Oto i on! Nie musieliśmy długo czekać – niniejszym wydaję oświadczenie, będąc na finiszu władz umysłowych. Ty swoje postradałeś wcześniej. Już nawet nie dyskutujesz, nie dociekasz, nie spierasz się. Każdy ma swoje świry – Nie mam siły. Chyba się już odwodniłem. Czoło piecze, gorączka rośnie. To działa bardzo szybko i nieodwracalnie. Tylko mnie zakop, żeby mnie pumy nie rozszarpały.
Orany? Masz omamy? – Zaczynasz kapować. Czujesz lęk. Widać w Twoich oczach. Oczy nie kłamią.
Halucynacje muszą być. Optycznie będzie dobrze nam. Na monitorach nowy świat, więc dalej emitujcie film. Film.*  
Masz film na szybkim przewijaniu? – Chciałbyś pewnie włączyć STOP, ale nie potrafisz. Postanawiasz działać. 
Omamy mamy więcej nic. Fatamorgany pięknych dni. Emisje misje swoje pełnią skrycie. Na satelitach gwiezdny pył. Pył.*

*nawet jeśli ogólnie lub szczególnie nic gra, to nam i tak coś brzęczy w głowie. Tak już mamy. Takie omamy. Fragm. Halucynacje, Republika, sł. Grzegorz Ciechowski. Mistrz.

– Rozdzielmy się, ja mam więcej siły, poszukam drogi w tym pyle – Mówisz lecz chyba nie tędy droga Przyjacielu. Ja może mam omamy, ale Ty bredzisz jak potłuczony. JAK TO ROZDZIELMY? 
– Jak to rozdzielmy? – Pytam na głos – Przecież to pewna śmierć. Już nikt nigdy nas nie znajdzie, ani Razem ani Osobno*. Zgubimy się na amen! 

*Był taki tygodnik w naszych czasach, całkiem poważny „Razem”, ale na ostatniej stronie był całkiem śmieszny – tam nazywał się „Osobno”.

Eeee?
Wystarczy, że wejdziesz za jedną górkę i już nie będziesz wiedział gdzie mnie zostawiłeś. Wszystkie są takie same. Jak fale na środku morza! Tak to właśnie działa. 
Masz rację – przyznajesz rację. – To co robimy? Ja nie wiem. Nie mam pomysłu. Nie dam rady Cię holować.
Idź na tę wydmę, jeśli masz siłę. Może tam znajdziesz zasięg z satelity? Może jest ju jakiś numer emergency? Trzeba spróbować! Zawsze trzeba próbować, nawet jak nie ma nadziei – Przykładowo rzucam taki pomysł.
Dobra! Wspinam się! – Wspinasz się. Wydma jest chyba takiej wielkości, jak ta przy plaży w Łebie, chyba też jest ruchoma, sprawia takie wrażenie. 
Włączam telefon! Żeby baterii wystarczyło! – Włączasz telefon. Krzyczysz z góry. Słyszę.
Loguję się do sieci! Szuka! – Aha, logujesz się, on szuka.
Nie ma! – Aha, nie ma. Jest tylko gwiezdny pył.
Przesunę się wyżej! Może tam?… – Przesuwasz się wyżej.

Coś łapie! (…) buję (…) onić! – Coś złapał. Coś złapałeś. Wiatr przynosi co drugą głoskę. 
(…) alo (…) ujemy (…) mocy! – Mówisz jakby czkawką. Może podejdę bliżej. Postaram się, choć nie obiecuję. Jeszcze kawałek, do drugiego drzewka. Do tego najbliższego cienia…
Jesteśmy na pustyni. Nie, nie wiemy gdzie. Szliśmy od drogi. Parking. Samochód. Biały. Nie, nie znam numerów – Mówisz dalej. Słucham. Może ktoś jeszcze słucha? Oby to była centrala! Centrala nas ocali!
Szliśmy, może dwie godziny, może trzy nie wiem, skręcaliśmy. Kilka razy – Mówisz dalej. 
Mój numer telefonu? – Pytasz. Ale pytasz o swój czy mój? A po co mój? Zanotują i powiedzą, że oddzwonimy? Ale jak oddzwonimy? Przecież ja nie mam zasięgu w ogóle. Wogle.
Zirou zirou seven seven eight… – Aha czyli podajesz swój. Jest nadzieja!
Czy potrzebujemy helikopter? – Powtarzasz słowa usłyszane od centrali… 
Ej potrzebujesz helikopter? – Krzyczysz, pytasz. Że jakaś kobieta pyta…
Czy ja potrzebuję helikopter? – Oczywiście kurwa, że potrzebuję. Byłoby extra, Fajnie, zajebiście by było, to by było coś! Jakby przysłali takiego Bella Irokeza z Dnia Apokalipsy. Przecież właśnie oto mamy Dzień Apokalipsy! A gdyby puścić z głośnika Walkirię Wagnera! No to sraka z wrażenia strzelałaby jak napalm! Ale pewnie to kosztuje. Taki event. Taki show. Raczej drożej, niż wyciąganie auta znad Colorado. A za rachunek trzeba będzie zapłacić. TAKIE RACHUNKI SĄ ZAWSZE WYMAGALNE. Macham więc ręką, że może jednak nie. Może nie tym razem.

A czy są inne opcje? – Pytasz. Kurwa jakie opcje? Co mają przysłać? Latający spodek z Area 51? Cisza…
Namierzają mój numer – Wołasz – To potrwa…! – Trwa. Trwasz. Trwam.
Widzi mnie pani? Świetnie! – Radujesz się. Jak widzi? Gdzie widzi? Kurwa teleskopem? Ogląda moją twarz w lunecie*? Z nieba? Jak Astronom? Czyli ONA też jest z NIMI? W zmowie? Kuźwa jak tu gorąco.

*fragm. Obcy Astronom. Republika, sł. Grzegorz Ciechowski

Co mamy robić? Przesuwać się do drogi? Ale którędy? W którą stronę? – Mimo udaru zadajesz logiczne pytania.
Aha, aha…. okay! – chyba słuchasz instrukcji.
Deputy is on his way, deputy is on his way – Znowu powtarzasz. Jak życiodajną mantrę – że ktoś jest w drodze. Wiadomo, wszyscy jesteśmy w drodze i Ty i ja i jakiś pan Deputy i ta pani z infolinii emergency też! Nawet jeśli tego nie czuje, bo siedzi na dupie w centrali w Houston. Jest w drodze. Schodzisz z góry. Jesteś w drodze. Do mnie. To już coś. Coś namacalnego. Konkretnego.
Wstawaj! Mamy się przemieszczać. Ona mówiła, że mamy iść pod górę. I jak dojdziemy – na następne wzniesienie, to znów muszę włączyć telefon i poczekać. I ona sprawdzi, czy dobrze idziemy. Namierzyli nas. Zanotowała naszą pozycję i będzie widziała wektor ruchu. I wyśle mi SMS, czy jest OK i czy w dobrą stronę się poruszamy. Tu są zbyt duże piaski, tu nikt nie dojedzie, ale tam dalej powinno być lepiej. Jest jakaś polna droga, tam mają wysłać pomoc. Będą nas śledzić i tam nas zgarną z trasy. Tam, gdzie będzie to możliwe.
Znowu nas śledzą? Namierzają? Czyli to wszystko prawda. Mają nas w garści. Ale to cieszy. Świetnie! Niech nas namierzają, niech nas śledzą. Nie ma problemu. Skoro mają nas ratować. Jakie to jest pokrętne! Jaki to zakręcony, szczęśliwy albo złośliwy, chichot losu. 
Mamy iść powoli, żeby się nie spieszyć, żeby zachować siły. Jak najwięcej sił. To jest kluczowe. 
Super! Jest nadzieja! – Nadzieja potrafi działać podobnie jak strach. Umie doładować przynajmniej kilkanaście procent mocy w trybie turbo, przez łącze szybkiego doładowania. Kilkanaście dodatkowych procent mocy. Extra bonus! To już jest coś! Coś namacalnego. Konkretnego! – Idziemy! Na Zachód? Tam zawsze była jakaś cywilizacja!*
Nie do końca. Bardziej mamy się kierować na południe. Jeśli wiemy gdzie to jest.

*cyt. z filmu Juliusza Machulskiego „Seksmisja”

Spis treści