78. #Death Valley

 

Jadąc na Dziki Zachód – no nie ma siły – trzeba zatrzymać się w Bartow, choćby w celu uzupełnienia zapasów. Trudno się pozbyć wrażenia, że już tu kiedyś byliśmy.

Podobno nasz mózg nie gromadzi wszystkich wspomnień, tylko ciągle produkuje je na nowo. PODOBNO.

– Dzięki za tę koszulkę Ultravox!
– Ale dzisiaj zakładamy Siekiery?
– Znowu będą gadać, że wyglądamy jak bracia.
– A coś się nie zgadza?

Trzeba się jednak otrząsnąć i podkręcić tempo. Warto również zwiększyć wydajność klimatyzacji, gdyż z każdym kilometrem będzie coraz goręcej. Zanurzamy się w pustynny krajobraz Pustyni Mojave. Jadąc drogą nr 15 mijamy przedziwne miejsce zwane Zzyzx. 
– A mówią, że polski jest trudny.

Po prawej stronie rozciąga się rozległe dno wyschniętego jeziora, pokryte poszarpanymi połaciami soli. Idealne miejsce do testowania łazika marsjańskiego Curiosity. Obecnie.

Tymczasem wcześniej, bo 21 lipca 1969 roku, astronauta Neil Armstrong, dowódca księżycowej misji Apollo 11, po pierwszym w historii ludzkości zejściu na powierzchnię srebrnego globu, rozejrzał się dookoła i stojąc plecami do lądownika Orzeł wypowiedział znamienne zdanie: 
– “Krajobraz ma w sobie surowe piękno – jak Mojave”. 

Dla niektórych, takich jak my, stało się to tak samo istotną kwestia, jak ta – wypowiedziana chwilę wcześniej: 
– „To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości” – która trafiła na nagłówki większości gazet i do wszystkich podręczników historii.

– Myślisz, że na księżycu też by nam się spodobało?
– Zwłaszcza po jego ciemnej stronie.
– Słowa potrafią być jak cyngiel, wyzwalacz!

Skoro mamy lato, NAJgorętszy okres w roku, to co można wymyślić, by pozbyć się przypadkowo złapanej gorączki i cholernego przeziębienia?

– Trzeba to wypocić!
– A gdzie można najlepiej?

– W NAJgorętszym miejscu Ameryki Północnej? W tutejszym biegunie ciepła!.

– Proste?

– Proste!


Czy można wpaść na bardziej pojebany pomysł? Oj, można, można…. Ale wszystko po kolei.


Bo oto przed nami Baker – mała dziura, w środku niczego – otoczona zewsząd przez pustynię. 

– Takie lubimy! – Choć widzieliśmy już lepsze. Wszak Baker liczy sobie aż 900 mieszkańców.


Aby dzikozachodnie miasteczko miało rację bytu, należało w dzikozachodnich czasach podciągnąć tu jakąś odnogę linii kolejowej. Podobnie – jak inne tego typu miasteczka – założone zostało na początku XX wieku przez prywatnych przedsiębiorców – poszukiwaczy minerałów i szczęścia. 

– To też lubimy!

Gdybyśmy dodali gazu na I-15 i polecieli prosto – w kilkadziesiąt minut bylibyśmy w Vegas….

– A Vegas lubimy? – My już wiemy! Ale nie powiemy…. NA RAZIE.


Co MA BAKER? (nie mylić z piosenką BoneyM pt. “MA BAKER”, którą oczywiście można w tym momencie zapodać)…

BAKER MA na przykład stację benzynową…

– Eeeee, spokojnie, jeszcze pociągniemy. Mam jeszcze trochę w baku!


BAKER MA… przystanek autobusów Amtrak oraz małe, lokalne lotnisko lecz nie ma już linii kolejowej.

BAKER MA… jedną, jedyną atrakcję: wielki termometr. Podobno NAJwyższy termometr świata. Jeśli jest NAJ…

– To stajemy!


Upał daje mocno w czerep, stąd poruszamy się ruchem spowolnionym, szukając cienia jakiegoś drzewka lub choćby psiej budki. Lecz gdy nie ma nawet tego, w desperacji można próbować skryć się w cienkim cieniu masztu, wieńczącego  amerykańską flagę. 


Słup termometru widać z daleka. Mierzy sobie prawie 41 metrów, a dokładnie 134 stopy, co symbolizuje rekordową, NAJwyższą temperaturę jaką kiedykolwiek zanotowano na Ziemi – w pobliskiej Dolinie Śmierci – w 1913 roku. 134 stopy jak 134 stopnie Fahrenheita, czyli 56,7 stopni Celsjusza.

– Aha, czyli NAJgoręcej nie tylko w Ameryce, ale i na całej Ziemi?

– Brzmi nieźle!


Cyfry wskazujące temperaturę na termometrze w Baker przypominają czerwone diodki, niczym na pierwszych, elektronicznych kalkulatorach z lat 80.

– Lubimy takie!


Ponadto BAKER MA… aż jedno skrzyżowanie i leży na rozwidleniu tras. Do Vegas nie chcemy JUŻ / JESZCZE* (*niepotrzebne skreślić).

Wybieramy więc inny kierunek. Skręcamy w prześwietną, lokalną drogę, która prowadzi na północ.


Baker stanowi niejako bramę do Doliny Śmierci i na upartego można by tu zostać na nocleg, zwłaszcza, że lokalna ulotka zachęca takich jak my: “
Baker nie powinien być twoim pierwszym wyborem przy wyborze miejsca do spania. Jeśli jednak musisz, są takie opcje…” Ale jeszcze nie musimy, jest zbyt wcześnie. Tak, jak nie musimy jeszcze tankować paliwa.
– Co pokazuje termometr?
– 111 stopni Fahrenheita czyli 44 Celsjusza.
– A na ile mamy paliwa?
– Na jakieś 190 mil.
– A w takim upale to nie żre jakoś więcej? Choćby sama klima?
– No to się gdzieś zatankuje, czym się przejmujesz?

Freeze I’m Ma Baker!
Put your hands in the air and give me all your money!
Ma ma Ma ma
Ma Baker

(fragm: Ma Baker, Boney M, aut: Frank Farian, Fred Jay, George Reyam)

Stój, jestem Mamuśka Baker!
Podnieś ręce i oddaj mi wszystkie pieniądze!
Ma ma Ma ma
Ma Baker

– Boney M to prawdziwa ikona klasycznego Disco, zaczynali grać z żywym perkusistą! I to jak żywym! Teledysk Nightflight to Venus i perkusyjne przejście w Rasputina to majstersztyk. Ale przypadkiem wpadłem na niezłe zapętlenie. Solówka perkusisty z Boney M to absolutna klasa, ale bit został skopiowany!

– No coś ty? To świetna płyta, 1978 rok. W ich przypadku błędem jest kupowanie tak zwanych składanek The Best of…

– Posłuchaj Dance With The Devil, Cozy Powell, 1973 rok. Gość, który wymiatał na bębnach w Black Sabbath i Rainbow! To jest jego bit!


Zamuleni upałem stajemy przy jakiejś obciachowej, tekturowo-blaszanej budzie. Z zewnątrz brak jest widocznego oznaczenia, ale istnieje szansa, że dają tu coś do picia. Wnętrze zajmuje długi stół dla gości, lecz oprócz nas nie ma nikogo. Jest za to wspaniale obciachowo. Równolegle do stołu ciągnie się długi kontuar, a za nim ściana, która przypomina najgorsze koszmary z mazurskich ośrodków wczasowych, z okresu wczesnego Gierka, w kraju PeeReL. Ponad drewnianą boazerią, namalowano pejzaż grubo-olejny, szaro-buro-gówniany – co ma przypominać kolor okolicznej gleby, z dodatkiem błękitnego, kalifornijskiego nieba. Na tle upiornej lamperii krząta się kobieta. z włosami spiętymi białym, haftowanym pałączkiem. Skąd my znamy taki model?

– Oczywiście z baru mlecznego, z kraju PeeReL!

– Czy kaszę tu dają dogotowaną?


Jednak coś jeszcze bardziej przyciąga nasze spojrzenia. To dzikozachodnia, ścienna ozdoba, która składa się między innymi ze starej, drewnianej ramy, starego, zepsutego zegara, którego stara i pokryta patyną czasu tarcza służyła również jako kompas. Stara, czerwona wskazówka na stałe wskazuje zachód. Resztę wnętrza ramy zajmuje wielki i masywny, srebrny rewolwer z drewnianą rękojeścią. Bębenek na 6 naboi, pierwsza generacja – czyli również stary. Podstawowe wyposażenie każdego starego kowboja, rewolwerowca, szeryfa, kawalerzysty, zbira i bankiera.

Napis na starej tabliczce brzmi: 

“PEACEMAKER”  
COLT 45
*1873*
7,5 INCH BARREL
WINS THE WEST

– Nawet ciekawie się rymuje – Colt Peacemaker z okolic Baker. 
– Siedmio i pół calowa lufa, która zdobyła Dziki Zachód. Peace Maker… 
– Rozpylacz pokoju! 
– W postaci ołowianych kulek. Taka szybkostrzelna hipokryzja… 
– Niech odpoczywają w pokoju!

Spis treści