121. #A my jedziemy dalej

Ponownie – jak za dotknięciem magicznej różdżki – krajobraz zmienia się kolejny raz. Przelecieliśmy Boulder i wkraczamy w rejon lasów brzozowych. Biel pni kontrastuje z jasną, radosną zielenią liści, rozlaną gęsto po niezliczonych pagórkach, tworząc wiele kilometrów brzeziny na wszystkich poziomach: wysokich, niskich, powalonych, uschniętych i dopiero co kiełkujących. To prawdopodobnie największa brzezina, z jaką mieliśmy do czynienia. Co ciekawe, razem z krajobrazem, od razu zmienił się klimat. To co nie było możliwe jeszcze kilkadziesiąt kilometrów wcześniej, na skalistych pustyniach, tutaj stanowi logiczne uzupełnienie: z nieba leje i zacina… prawdziwy DESZCZ! 

Mijamy niewielkie przysiółki, pojedyncze chatki na prerii, gdzieś ktoś otworzył bar dla nielicznych przejezdnych, ktoś inny rozpiął wielki, indiański wigwam.
– Wspaniała ta Parszywa Dwunastka!
– I droga i film!    
– All-American Road – a jednak mieli rację! NAJlepsza z NAJlepszych.

Jednak i ona się kończy drogową literą T.

T – jak miejsce na mapie Torrey, bo trudno powiedzieć, czy to miejscowość. Jechaliśmy nóżką litery, a teraz dotarliśmy do daszku – drogi o numerze 24. Do wyboru są 2 kierunki, jak dwie ręce.
– Skręcamy!
– Już nie pytasz, w którą stronę?

Stanowa 24-ka to niejako kontynuacja krajobrazów Capitol Reef National Park. Góry są tu potężne, majestatyczne, w rustykalnym kolorze ciemnej miedzi, który przechodzi w odcień cynobru, czyli chińskiej czerwieni. Tak mocnego, wyrazistego zabarwienia jeszcze na naszej trasie nie było, a przecież było już wiele. Cynober w naturze doskonale łączy się z kruczą czernią. ZAPAMIĘTAJCIE TO ZESTAWIENIE.

Stajemy, by sprawdzić, czy ten nowy rodzaj skał również potrafi erodować na żywo. Kolejne przypadkowe miejsce, niezaplanowany stop i przeżywamy kolejny szok widokowy. Bloki skalne, leżące przy drodze, tworzą gigantyczne konstrukcje. To przecież oczywiste, że trzeba się na nie wspiąć, mimo, że przed chwilą zmoczył je rzęsisty deszcz, a więc stały się całkiem śliskie. Musimy jednak z bliska docenić ich wyjątkowość, odpowiednio udramatyzowaną, przez skotłowane, grafitowe obłoki. Za ich plecami, nasz stary towarzysz – słoneczny Helios – próbuje wyjść nieśmiało na światło dzienne.

Spis treści