64. #Oszukać przeznaczenie

Trzeba opuścić wspaniałe pueblo. Jest tu więcej kamiennych domków, jest też  miejsce na ognisko. Na terenie stoją zabytkowe wagony kolei Santa Fe. Santa Fe to również przypadkiem nazwa modelu naszego SUVa. PRZYPADKIEM. 

Przydałoby się zostać tu dłużej, wykorzystać pozostałe minuty doby hotelowej – zwłaszcza, że mogą to być twoje ostatnie minuty życia. Ale niestety – należy jeszcze podjechać do Williams by zatankować paliwo. Wiadomo przecież, że w pełni zatankowane auto lepiej… PŁONIE.

– Ja zasuwałem w nocy, dzisiaj ty jedziesz.
No to jadę.

Ruszam radośnie, a w odtwarzaczu wybrzmiewają pierwsze dźwięki doskonałej płyty ELO “Time”. CZAS odegra za chwilę znaczącą rolę.

Droga wlecze się niesłychanie, choć przejechaliśmy dopiero kilka minut. Czeka nas kolejna, nudna, bezduszna amerykańska autostrada, Interstate I-40. Niestety nie ma alternatywnego objazdu. Trzeba więc to jakoś przetrwać. Chyba, że…

  • Pojawiają się tablice ostrzegawcze: Uwaga, sprawdź hamulce. Uwaga kierowcy trucków – stromy zjazd!
  • Kolejne czerwone tablice: Uwaga – zwężenie!

W oddali przed nami widzę, jak dwa pasy skurczają się do jednego, wąskiego, ograniczonego z dwóch stron betonowymi barierami. 

Sięgam wzrokiem dalej i zauważam, że pas jezdni nie dotyka już ziemi. Wisi w powietrzu, w formie długiego wiaduktu, nad głęboką przepaścią. 

Ostatnia, zielona tablica informacyjna przed zwężeniem informuje o nazwie tego odcinka. To “Devil Dog Road” – Droga jakiegoś diabelskiego pomiotu?

We wstecznym lusterku widzę wielkiego, srebrnego trucka marki Peterbilt, z dwoma sterczącymi kominami, który zbliża się do nas z dużą szybkością. Albo on przyspiesza, albo to może ja zwalniam?

Kolejne trzy sekundy, ostatnie trzy sekundy mojego, tfu – naszego życia prawie stają w miejscu. Prawie… bo niestety toczą się dalej, tylko że W BARDZO ZWOLNIONYM TEMPIE…

00:00:03

Kątem prawego oka widzę zdziwiony, wpatrzony we mnie wzrok Dziekcia. Obserwuje z przerażeniem, jak moje ręce trzęsą się, wbite panicznie w kierownicę. Ale przez pozostałe dwie sekundy nikt nie zdąży już wypowiedzieć nawet pół słowa. Żadnego pożegnania. 


Lewym okiem widzę wsteczne lusterko. Mogę nawet rozpoznać twarz kierowcy wielkiego trucka.

00:00:02

Okiem wyobraźni widzę błyskawicznie przelatujące obrazy, jakby ktoś wcisnął klawisz przewijania do tyłu, na taśmie życia. Film zatrzymuje się na wiadomości tekstowej, która kilka dni temu przyszła od Leśnego: 
[Leśny] – …Jaki next? Przecież nie wrócisz z Ameryki.
[ja] – Tak myślisz?
[Leśny] – Wiem.
[ja] – Bo?
[Leśny] – …

00:00:01

Następnie – widzę to wyraźnie… – jak podświadomie zwalniam na wąskim, stromym zjeździe, a wielki, pancerny zderzak srebrnego stutonowego osiemnastokołowca nie jest w stanie wyhamować i uderza w tył naszego SUVa typu Santa Fe.

Widzę jak SUV odskakuje do przodu, ociera się bokiem o betonową barierę, strzelając do góry fontanną iskier, przy przeraźliwym zgrzycie gniecionej blachy.


Patrzę, jak staje w poprzek drogi, zakleszczając się pomiędzy kamiennymi obramowaniami jezdni.


W ostanim ułamku sekundy widzę srebrną stutonową masę, gdy próbuje z piskiem cisnąć na hamulce… Jak palą się ich tarcze… Jak spod kół buchają kłęby dymu… A donośny dźwięk klaksonu przecina powietrze. Nie ma szans się zatrzymać. Nie ma takiej fizycznej możliwości. Wiesz to – nawet jeśli nie zdążyłeś poznać praw fizyki.


Na końcu widzę wielką płonącą kulę pogiętego wraku, wypychaną siłą bezwładu, poza betonową barierkę, wprost do ciemnej czeluści przepaści, pod Devils Dog Road. 

00:00:00

Czas się skończył, koniec gry. Ding-dong. The game is over!

 

Naciśnij klawisz <<REWIND (wsteczny WIATR)

00:00:03333333

W ostatniej chwili, gwałtownie skręcam kierownicę w prawo i z piskiem zatrzymuję się na końcowym skrawku pobocza, pięć metrów przed zwężeniem, sześć metrów przed betonowymi barierkami. 

– Pierdolę! Dalej nie jadę!

 

Srebrny Peterbilt przelatuje obok, z rykiem czterystu konnego silnika. 

– Posłuchaj mnie… dostajemy drugie życie. Możemy grać dalej!

 

– Ale co to było?

– Nie wiem.

– To było na serio?

– Na bardzo serio. Widziałem to. Rozumiesz? JA TO WIDZIAŁEM!

– Może znowu TAMCI…? Próbują nas dopaść?

– Ile to trwało? 33 setne sekundy?

– A może to kolejne zaburzenie pola magnetycznego?

– Taaaaa, przypadkowo. Akurat na jakiejś diabelskiej drodze?!?

Dosłownie kilka dni później w lokalnych wiadomościach Williams Grand-Canyon News ukazuje się krótka notka:

Repaving project on I-40 from Devil Dog Road to Williams nearly complete. FANN Construction is nearly finished with a repaving project on I-40 west of Williams and they’re proud to say they’ve re-built the road to withstand extreme weather conditions common to northern Arizona. Going into the project they knew they would need a little different approach. They needed to reinforce the pavement for extreme temperatures and heavy traffic. They decided to re-pave the road using 14 inches of concrete.


W skrócie: “odcinek autostrady I-40 między Devil Dog Road i Williams wymagał remontu, ze względu na destrukcję asfaltu spowodowaną wysokimi temperaturami w Arizonie.” Podobno nic w Internetach nie ginie. Nie wierzycie? To sobie sprawdźcie.

– Czy piszą coś o wypadku?

– Nie, tylko o zniszczonym asfalcie oraz, że to “przez ekstremalną temperaturę”.

– Aha, czyli zamietli nas pod dywan? Wymazali?

– Na to wygląda. Nas było łatwiej ukryć. Gorzej ze spalonym asfaltem. Tu już musieli bardziej pokombinować.

– Ale w takim razie – to gdzie my właściwie teraz jesteśmy? 

– Jak to gdzie?! Tutaj!

– Kurwa, widzę że tutaj, ale pytam w którym wymiarze?

– Podobno jest ich kilkanaście.

No i tu się mylisz! Lecz o tym pogadamy na końcu – Oznajmia obcy głos.


Jednym z najlepszych nowo-romantycznych utworów Ultravox był
I remember (Death in the afternoon)”. Doskonale skomponowana melodia, świetny tekst. Jeden z przebojów naszego życia. Nie zapomnimy, aż do śmierci. Jeśli masz możliwość – posłuchaj teraz. I remember wróci. Ponieważ zawsze wraca.

W jakimś tam wymiarze

Retrospekcja czasem pozwala zrozumieć przeszłość. O ile jest ona przeszłością. Skoro nie jest do końca jasne, gdzie się obecnie znajdujemy – po chwili technicznej przerwy na uspokojenie skołatanych nerwów – możemy powoli ruszyć w dalszą podróż. Kierunek? Zagubione Miasto! Miasto Zguby? Alternatywnie mówią o nim Sin City. The City of Sin.
– Ale teraz ty prowadzisz. Ja cię poprowadzę tam, na miejscu. Jak już  zajedziemy. Będziesz pan zadowolony.
– OK!

Spis treści