29. #Do celu. Później

Tym razem wybieramy hotel w Downtown, najbliżej celu pt. Cat Club, aby nie tracić czasu na długie przemarsze. Wiadomo o co chodzi. Przynajmniej my – już co nieco wiemy – swoje przeszliśmy. Lecz w turystyce miejskiej trzeba brać pod uwagę różne aspekty.


O ile wtedy – na Lombard Street – było wesoło, a już na pewno parkowanie samochodu nie stanowiło problemu, to tutaj – w samym centrum – wyczuwamy atmosferę grozy. Wewnętrzny parking hotelowy kosztuje 50 dolarów za noc, a i tak jest całkowicie załadowany pojazdami, ściśniętymi jakby z jakiejś trwogi. Recepcjonista ostrzega nas, że… 
– Parkowanie na ulicy tylko na własną odpowiedzialność. Nie polecam… – Ciekawe. Ale rozszerzamy zasadę “pij to, co lokalsi” na: “słuchaj, przed czym ostrzegają lokalsi”. Więc też wciskamy się autem na zabezpieczony teren.

zwiedzanie SF własnym pojazdem może być uciążliwe, lecz są oferty alternatywne

Mając trochę wolnego czasu trzeba zlustrować okolicę. Jakby tym samym wzrokiem co poprzednio, lecz zupełnie innym spojrzeniem. 

Jest już ciemno… No tak, to już wiecie… zapalają się światła w narożnych kioskach. Jest jednak ciemno jakoś inaczej. Jest bardzo, ale to bardzo ciemno… i dziwnie. Bo ciemność w najczarniejszych zaułkach i zakątkach, miejscami zaczyna się poruszać. Jakby od ciemnego tła odrywała się równie ciemna materia, zaczynała wibrować, przemieszczać się i wydawać dźwięki. Ludzka materia. Ale taka jakaś nieczłowiecza.
– Zombies?
– Noc żywych trupów?
– Może tu kręcą jakiś kiepski horror klasy BE? – Nie wiadomo kiedy, z ulicy zniknęły wszystkie gęsto zaparkowane samochody. Dosłownie je wymiotło.
– Recepcjonista miał rację?

Spis treści