16. #Przeżyj to sam i stan gotowości

Nasyceni szczegółami zjeżdżamy z góry, zwanej Telegraph Hill Boulevard, jedyną możliwą trasą, poruszając się przed siebie ruchem szczęśliwym, niejednostajnie przyspieszonym. Raz szybciej, raz wolniej. Z górki. Pod górkę. Z górki. Pod górkę. I jeszcze raz. Z górki. Pod górkę. Wszak to ulice San Francisco!
– No to szybciej, jak Bullitt!
Rewelacja! – Spełnia się kolejne, szczeniackie marzenie. Być jak Steve McQuenn!
To może stań na chwilę, sprawdzimy adres hotelu.

Tymczasem robi się całkiem ciepło, mimo częściowego zachmurzenia temperatura dopasowała się do szerokości geograficznej dzikozachodniej. Co Kalifornia, to Kalifornia (chociaż o temperaturach będzie później). Wchodzimy więc do meksykańskiej budy z kanapkami i Coroną. Ludzkość nie wymyśliła lepszej gaśnicy na upał niż to quasi lagerowe piwo z browaru Modelo. Niby taki sikacz, ale – kto jak kto – Meksykanie o upale mają gorące pojęcie i nauczyli się z nim radzić. Bądźmy więc nie tylko jak Steve McQuenn. Już wkrótce będziemy, jak spragnieni Meksykanie. 
Zobacz, gdzie jest ten hotel?
Jakaś Lombard Street.
He, he, Lombard? Brzmi znajomo!

Dla nas, wyjadaczy PeeReLowskich dźwięków, ta nazwa jest jak Gołębi Puch. Najwspanialsza reminiscencja z naszej przeszłości.
Spytaj tego Meksyka, jak trafić na Lombard?
Estás en la calle Lombard! – odpowiada niski hombre z płaską głową – to właśnie jest Lombard Street!
O żesz, puta jego mać! Niemożliwe!?
Przypadek? Nie sądzę!
Señores, no comprendo – wtrąca się sprzedawca.
Gracias, grunt że MY comprendidos.

Jesteśmy jak Mister of America w swoim mateczniku. Ulica “Lombardu” łączy nie tylko naszą przeszłość z teraźniejszością. Ona także łączy zdobytą przed chwilą  wieżę z naszym hotelem. Zaiste, jakby nie patrzeć, jest bardzo długa. Dodatkowo stanowi historyczne przedłużenie wspomnianej już trasy numer 101. 

Jedziemy więc prosto, podskakując radośnie na bullittowych hopkach. Z górki. Pod górkę. Z górki. Pod górkę. 

Bo oto ulica Lombardu łączy się z czymś jeszcze. Ze słynną atrakcją, o której dopiero teraz sobie przypominamy, gdyż stajemy przed nią oko w oko. Przypadkiem? Nieeee, wcale! 
– Sami lepiej byśmy tego nie zaplanowali.
– Nihuja!

Spis treści