134. #Dalej!

– Nie wiem, czy mogę teraz, tak po prostu, wziąć nasz atlas do ręki…
– A co, zaczął się rozpadać?
Nie wiem, czy jestem godzien?
Przynajmniej spróbujmy poprawić nasz język.
Dobra, x x x x x!
OK, spróbowaliśmy.

– To w takim razie co może być dalej?
– Dawaj, pojedźmy do tego Yellowstone! Damy radę. Będziemy jechać non-stop.
Człowieku, już ja znam Twoje non-stop, nie ma takiej opcji. 
Zobacz na mapę, o tędy, byśmy śmignęli cały czas do góry, najpierw Salt Lake City… Przecież się rozkręciliśmy! Kto, jak nie my? To tylko jakieś 600 mil… 
Tak, w jedną stronę, przelicz to sobie na kilometry i na pozostały czas. A co z koncertem?
No, fakt.
Fucked.

Trzeba ustalić jakąś marszrutę. Jak się już wjedzie na odpowiednie poziomy, to potem będzie bardzo trudno zjechać na niziny. Człowiek cały czas już porównuje: 

  • że to już nie będzie to, co kiedyś, 
  • że nie tak, 
  • że wtedy było lepiej, 
  • że lepiej to już nie będzie… 

…i tego typu bzdety. Jeśli człowiek się nie otrząśnie i nie uwolni od bzdetów, najlepiej niech już sobie umości łóżeczko i czeka na śmierć.

A co z przeszłością? Naszą świętością? Ooooo nie! W tej kwestii nic się nie zmienia! Świętości się nie tyka! Nie można jej szargać. Obieramy kierunek na San Francisco! Wracamy do przeszłości!

Aaaaaby z Moab dojechać do San Francisco, należy wziąć linijkę, przyłożyć prosto do mapy i narysować równą, poziomą kreskę. Następnie trzeba uwzględnić, że budowniczowie dróg czasem musieli zbaczać na prawo lub lewo. Niekiedy poruszali się skosami, być może pili sok z agawy. 

– Już obliczyłeś? Jaki wynik?
– Tysiąc mil! Zostało nam tysiąc mil! Jak w mordę strzelił!
Sam widzisz, a Ty nam chciałeś jeszcze sześćset dołożyć.
Przepraszam, już nie będę.
Będziesz, będziesz, znamy się nie od dziś. 

Prosta droga to prościzna. Zamiast się rozejrzeć – lecimy trochę na łatwiznę. Zamiast trzymać się nitki przeznaczenia, czyli koryta Colorado – osiadamy na laurach. Gdybyśmy ją wtedy zauważyli – tę wąską osiedlową Hwy UT-128, okalającą Park Narodowy Arches, pewnie moczylibyśmy w tej chwili nogi w rwącym nurcie. Gdybyśmy pojechali w drugą stronę – w dół rzeki, trafilibyśmy do Dead Horse Point, czyli słynnej, rzecznej  podkowy. Najpiękniejszego przełomu Colorado. 
– Gdybyśmy wiedzieli…
Daliśmy dupy? Może trzeba było zostać w kabinie na dłużej… Moglibyśmy sobie spokojnie pośpiewać, popić, potańczyć…
Jak potańczyć? Dwa na jeden? O czym Ty mówisz? Mało się jeszcze napiłeś? Naśpiewałeś?
Gdybyśmy zaplanowali…
Gdyby, gdyby… Bullshit! To takie gówniane gadanie, które nic nie wnosi! Gdyby nie tamta awantura, nie kupiłbyś biletów na koncerty… w ogóle nas by tu nie było… Gdyby nie Needles, wcale byśmy się nie zahaczyli o nitkę Colorado… A gdyby wtedy w Devils Rock… albo w Peek a Boo…? Co by się stało? Co by było? Jakby się potoczyło?
Nie można mieć wszystkiego?!
Za to mamy więcej niż wszystko! Nie oczekiwaliśmy wiele, chyba nawet nie oczekiwaliśmy niczego… Stąd efekty przerosły najśmielsze nasze oczekiwania. Jest zajebiście i tego się trzymajmy
FAKT!
W każdym razie terenowcy i crossowcy mają tu swój raj.
Colorado daje wiele możliwości. 
I bardzo Cię proszę, już możemy ustalić termin na za rok, zaplanować. Wrócimy tu. Spotkamy się w Salt Lake City, pojedziemy na spokojnie do  Yellowstone, potem Colorado, najchętniej rafting pontonem, następnie Texas, a potem cały świat… OK?
– Nigdzie nie pojedziecie! będziecie siedzieć w domu! 
Eeeeee? Coś mówiłeś? 
A za dwa lata?
Nigdzie nie pojedziecie! będziecie siedzieć w domu! 
A za trzy?
Nasze modele planistyczne nie sięgają aż tak daleko. Jeszcze.
Sam widzisz. Cieszmy się z tego co mamy. Nie mamy czasu na gdybanie i myślenie życzeniowe.
FAKT!

Jedziemy więc dalej, jak po kresce, prościutko i bez niespodzianek. Eeeee!? No bez przesady. My bez niespodzianek? Kto jak nie my? A te świetne krajobrazy  wzdłuż szosy UT-191, czyli naszej ulicy Kijowskiej? Zawsze jest coś!

– Wiesz co? Komputer podpowiada, aby nadłożyć mil, ale de facto zaoszczędzić czasu. Czyli moglibyśmy pojechać trochę dalej, łukiem na północ, do tego mormońskiego Salt Lake City, a potem już międzystanowymi autostradami, myk-myk i jesteśmy.
I Ty chcesz się słuchać komputera? Ohujałeś? Zresztą – łuki już mieliśmy. Lepszych nie będzie.
Bo mam tu jeszcze coś w zanadrzu. Zobacz, jaka fajna ulotka. Gdzieś ją przygarnąłem, chyba na stacji benzynowej, a może gdzieś indziej? Wygląda jak paszport z Nevady.
Rzeczywiście, pomysłowa. Można wstawić swoje zdjęcie i zbierać pieczątki. Ale to jest ulotka z Nevady. “US 50 in Nevada: The Loneliest Road in America”. A my jesteśmy w Utah.
Nie pamiętam, może przygarnąłem ją z innymi ulotkami, kiedyś przypadkiem, w Nevadzie? Nie wiem. W każdym razie – patrząc na nasz atlas, na naszą Biblię – wygląda, że TA DROGA, NAJbardziej samotna droga w USA – przebiega niedaleko stąd, w Utah, a potem leci właśnie przez Nevadę, gdzie  widocznie – jest jeszcze bardziej NAJsamotniejsza. A na dodatek pokrywa się z narysowaną przed chwilą kreską.
O! To ciekawe! Tym razem to nowa linia przeznaczenia? Już nie nitka?
– Raczej koło historii – zobacz jak to się wszystko fajnie i logicznie zamyka. Logicznie i logistycznie.
Chwila, chwila, jeszcze się nie zamyka. Jeszcze nie składamy broni. Póki piłka w grze!

Jechaliśmy już całkiem NAJpięknięjszą i drugą NAJpiękniejszą, czy jak to tam sobie ponazywali. Różnymi samotnymi też jechaliśmy. Ale żeby NAJsamotniejszą? Nie trzeba nas dwa razy zapraszać!

– Co tam piszą – w tej ulotce?
– Że nie będzie żadnego serwisu…
Czyli stacji benzynowych!
…oraz w ogóle nie będzie nic.
Czyli trzeba zrobić zakupy. Wodę, prowiant, paliwo.
Tak, paliwo. 50-ka zaczyna się w Salina, tam zrobimy wszystkie zakupy.
Piszą jeszcze, że na trasie trafimy na jakieś osady-widma, domy, w których straszy, coś w stylu ghost-city.
Świetnie, zobacz jak to się wszystko układa.

Spis treści