141. #EL DORADO, ELDORADO!

Legendarna, złota kraina bogactwa, wyśniona, wymarzona i poszukiwana przez całe pokolenia konkwistadorów, zawadiaków, marzycieli, cwaniaków, romantyków, rzezimieszków i fantastów oraz… po prostu przypadkowo – samo z siebie tak wyszło… PRZEZ NAS. Choć wcale jej nie szukaliśmy. Zaiste – zakręcona historia! Lecz nie będziemy jej przecież odkręcać. Zobaczmy raczej, co z tego wyniknie.

Witamy w hrabstwie El Dorado. Dopuszczalna jest również wymowa Eldorado. A inne sposoby wymowy? Na przykład od tyłu, albo co drugą głoskę? Zobaczymy.

– No dobra, zobaczmy tę plażę!
– A nocleg? Wczoraj byłeś bardziej zapobiegliwy.
To było wczoraj. A dzisiaj jest dzisiaj.
Kurcze, nie ma nawet pół miejsca żeby zaparkować, całe centrum zapchane, robimy już piątą rundę.
Weekend, co poradzisz. Poczekaj, ten koleś garbusem będzie wyjeżdżał.
To chyba jakiś zlot garbusów, jakie kolorowe, wypasione, zbudowane chyba od nowa. Nie mają nic wspólnego z rzęchem, w którym pedały wpadały mi w podłogę. 
Łapiemy miejscówkę!

Plaża jest ładna, piaszczysta, ale maksymalnie zatłoczona. Do wyboru mamy więc knajpę, albo wypożyczalnię sprzętów motorowych. To oczywiste, że do łba przychodzi pomysł pośmigania na ścigaczach, ale patrząc na cennik, 10 razy droższy niż na Karaibach, wybieramy… knajpę. Ot, taki plażowy fast food na rozłożonych na piasku panelach, przykryty od góry płótnem żaglowym – chroniącym przed Naszym Wrogiem. Naszym Przyjacielem. Słońcem. Chociaż – powiedzmy to sobie szczerze – zbyt ciepło to tu nie jest. Musi bić chłodem od ośnieżonych szczytów. Cienkie piwko i rozmiękłe frytki oraz jakiś rozpadający się burger też nie zachęcają do dłuższej posiadówki. Pada więc jedyna słuszna komenda.
– Spadamy stąd!
Wogle? Tzn. w ogóle?
Nie no, coś Ty. Chwilowo.
– Teraz załatwimy i oznaczymy bazę, potem sobie zorganizujemy all inclusive i wrócimy tu na spokojnie. 
Per pedes!
Wogle!

Co powiedziawszy, uczyniwszy. Robimy więc kilka dodatkowych rund wokół przylegających do plaży uliczek. Na szczęście, oprócz nielogicznej nazwy miasteczka, jego układ jest przewidywalnie amerykański: wszystko po kwadracie. Mamy tu mnóstwo hoteli, raczej lepszych niż gorszych, więc musimy wytypować jakiś najgorszy. Nie mamy z tym problemu. Oczywiście nawet nie zwracamy uwagi na jego nazwę, oczywiście jest wolny pokój, oczywiście los tak chciał, oczywiście nie zwracamy nawet uwagi, które to wejście i piętro. Po prostu, w pośpiechu BAZUJEMY.

– No to pokaż co tam wybrałeś przyrodniczego?
– Masz te czipsy?
Hmmm… a cóż to za bukiet? Jakiś taki perfumowany.
Może wolisz z colą?
Daj spokój, szkoda czasu.
Czyli na sportowo? 
Wyślijmy relację Leśnemu. Uwaga pierwszy klaps!

– Weźmiemy plecak, ręczniki, no i podstawowe plażowe wyposażenie. Wylej tę colę do zlewu to się zwolni bidon.
– Dobra, dawaj jeszcze puszki.
Do zlewu?
Ohujałeś? Teraz!
Szybko poszło. Ostatni klaps!

– Czyli vamos a la playa.  

– Jak się czujesz?
Dobrze. A Ty?
Też dobrze.
El Dorado!

I tak sobie leżymy na tej plaży. Jest dobrze. Nawet coraz lepiej. Powoli odjeżdżają wszyscy niedzielni turyści, więc robi się pusto. Wieje lekka bryza, nie jest zbyt gorąco, ale i nie za chłodno. Widok przed sobą mamy cudowny, wręcz bajkowy. Urozmaicony przez przepływające łódeczki, kajaki lub przelatujących spadochroniarzy, ciągniętych na linie przez motorówkę. Widocznie inni też czasem muszą sobie polatać. Kilka osób się kąpię, też zanurzyliśmy nogi w dość zimnej wodzie. Leżymy dalej. Chłoniemy ciszę. Delektujemy się nią. Odpoczywamy. Nic się nie dzieje. Nikt nic nie mówi, choć to oczywiste, że każdemu gra jakaś muzyka. Enjoy The Silence. Jest optymalnie. Kilkaset metrów dalej, na wchodzącej w wodę skale odbywa się ceremonia ślubna. Obserwujemy przygotowania, a potem jej przebieg. Fajnie to sobie wymyślili. ponieważ słońce właśnie zmienia barwę ze złotej w pomarańczową, a następnie czerwoną i zniża się ku ośnieżonym szczytom po drugiej stronie jeziora. 
– Romantycy!
– Czyli nie wszyscy wyginęli?
O, idą do nas, będą sobie robić zdjęcia.  

Odcinek powoli dobiega końca. Zanim na niebie pojawią się ostatnie napisy, jeszcze kilku śmiałków zanurzy się w wodzie. Płótno ekranu ostatecznie zaciera pomarańczową poświatę i staje się czarne. Nieprzeniknione. Gwiazdy układają się w srebrny napis

***THE END***

***ej, no skąd, to jeszcze nie koniec. To by było zbyt trywialne 

Spis treści