To był strzał w dziesiątkę! Droga AZ-97, której praktycznie nie ma w nawigacjach, od razu ląduje na pierwszym miejscu drogowej listy przebojów. Jest absolutnie doskonała i idealnie samotna. Po prostu wymarzona i wyśniona. Być może spotkamy jeszcze jakieś inne podobne drogi (BYĆ MOŻE), ale w tym naszym nowym konkursie – co najwyżej dobiją do czołowej pozycji ex aequo. Gdyż nie da się lepiej! CHYBA.
Ale jeszcze podpompujmy balonik! Oto – z tego zadupiastego stepu – nagle wzbijają się kłęby kurzu, a na czoło jego chmury sforuje się kawalkada terenowców. Zupełnie, jak w surrealistycznej wizji z Mad Maxa. Po wertepach śmigają kolesie w pojazdach typu DIY – czyli zrób to sam – w pospawanych z rur budgie, quadach, terenówkach – mają tu prawdziwe używanie.
Kilka kilometrów dalej mijamy ich Centralę Wolności, wygląda jak OSIEDLE. To tam zmierzali ci jeźdźcy apokalipsy. W środku niczego, daleko w głębi zadupia, na całkowitym bezdrożu widzimy siedlisko szczęśliwych ludzi. Kilka blaszanych szopek, jakieś przyczepy, zdezelowane campery. Żyją. Raczej nie mają dostępu do szerokopasmowego Internetu, a – jeżeli w ogóle mają prąd – to tylko z dieslowskiej prądnicy lub z paneli słonecznych. Można? Można! (wszystko mieć w dupie)!
– Fajne takie osiedle.
– Hmmm… Nie potrafię sobie wyobrazić lepszego dzieciństwa, niż my mieliśmy, na osiedlu. Czy Ty kiedykolwiek sam siedziałeś w domu? Po budzie? Albo szło się do kumpli, albo kumple do mnie. Może jak byłem chory, to tylko wtedy zostawałem sam i tylko wtedy miałem czas czytać książki. A tak? Nonstop podwórko, klatki, piwnice, dachy, śmietniki, windy, balkony, zimą górka, place budowy, łąki, sady, ogródki działkowe, Jeziorko Czerniakowskie, Fosa, ping-pong albo boisko, piłeczka, rower, deskorolka, badziewne, przypinane wrotki, trzepak, kapsle, żelaźniaki… Nigdy nie byłem sam, nigdy się nie nudziłem, nigdy się nie uczyłem. Życia nas nauczyło… życie.
– I kumple.
– Bez telewizora, bez komputera, a teraz? Popatrz na te pojeby. Tylko wyro i hujfon.
– Awatary, nie ludzie.
Ostatecznie droga 97 kończy się, bo wszystko w życiu się kończy. Dojeżdżamy do rozwidlenia. W lewo: drogowskaz na Bagdad. W prawo na Preston. Jeden Bagdad (Cafe) mijaliśmy już przy Route 66 koło Barstow. Tu jest inny Bagdad. To ukryte w górach, miniaturowe miasteczko wydobywcze miedzi, stworzone przez kopalnię. Swoją drogą – interesująca ciekawostka. Ale dalej za Bagdadem nie ma przejazdu. A my mamy ambitniejsze zamiary, więc tym razem, już bez kręcenia:
– Jedziemy na prawo!
Koniec jednej drogi rozpoczyna drugą – z całkiem czystą kartą. Nowa, oznaczona numerem AZ 96, jest bardziej górzysta i już nie taka samotna, gdyż na poboczu mijamy drewniane, starodawne słupy elektryczne.
A ludzi nadal brak! – Tutejszych, z plemienia Yavapai już dawno temu zamknięto w rezerwatach. Co można na takiej pustej drodze zrobić? Jedynie podlać kaktusy. Niech sobie zdrowo rosną.
– Tylko nie nadepnij na grzechotnika!