147. #Posłowie

Pragnąc dochować możliwie maksymalnej solidności i rzetelności uprzejmie informujemy, że post factum przeanalizowaliśmy to, co tu się samo napisało. Wydaje się więc, że wszystkie przedstawione osoby, opisane wydarzenia, historie i krajobrazy są prawdziwe, lecz nic nie jest jednowymiarowe.

Posłowie po słowie

  • Ta opowieść nie zapisałaby się w takim kształcie – o ile w ogóle – gdyby przypadkiem nie stało się to, co stało się na świecie w 2020 r. Brutalne ale prawdziwe: przypadkiem zyskaliśmy czas. Czy nadal wierzymy w przypadki?

Ale to nie jedyny powód…

  • Można wstać z łóżka i podczas tzw. porannych czynności, z przerażeniem stwierdzić, że najczęstszą rzeczą jaką ludzie po sobie pozostawiają jest… no właśnie! Trochę się tego zebrało przez tyle lat. Niezła kupa. 
  • Można więc wpaść na pomysł, aby zostawić po sobie kupę śmiechu i pozytywnych wspomnień.
  • Zwłaszcza, że czasem przyśnią się ciekawe sceny, a podświadomość wyzwoli z ukrycia zapomniane kwestie. Można je szybko zanotować, by nie prysły jak bańka mydlana i nie odleciały w niebyt, jak zwykła nocna mara.
  • Innym razem doleci do nas poranna wiadomość, jakiś przebłysk, wspomnienie, dźwięk z głośnika, który przecież kiedyś… tak! To było wtedy!

…I można coś z tym wszystkim zrobić, aby po prostu, po raz kolejny, nie spuścić wody.

Można w końcu dojść do wniosku, że przygody zapisane drukiem mają taką przewagę nad niespisanymi, iż daje się do nich wracać w dowolnym tempie, oglądając z różnej perspektywy, a gdy zamknie się ich strony i po jakimś czasie znowu otworzy: one nadal tam będą! 

 

I jeszcze jedno: nie pytajcie co autor miał na myśli, bo przypomina to szkolny koszmar: “przeanalizujmy co poeta miał na myśli”. Przecież to bez sensu, skoro on sam zazwyczaj nie wiedział – mając splątane myśli, gonitwę myśli, albo myśląc pod wpływem… no… emocji.

Czy pisanie – samo w sobie – może być przygodą? A przygodą do siódmej potęgi? 

  1. Potęgą pierwszą była sama podróż. Zaszczepiła zastrzyk energii, humoru i innych leczniczych walorów.
  2. Drugą potęgą były kumate opowieści. Bo Klub nasz to jest potęga, nasz Klub najlepszy jest!
  3. Po trzecie: chłop potęgą jest i basta, zwłaszcza, gdy po powrocie trzeba było zapłacić za wszystkie podróżne rachunki, mandaty i udać się na powyjazdowy odpoczynek. Szydera ciągnie się do dziś, jak smród za wojskiem.
  4. Potem należało wysilić wzrok – do potęgi czwartej – aby przejrzeć te wszystkie zdjęcia pixel po pixelu. Pixeloza podobno nie boli.
  5. Do potęgi piątej należało powiększać mapy, aby w rozpaczliwych, żałosnych i śmiesznych próbach odtwarzać prawdopodobne szlaki i chronologię zdarzeń.  
  6. Po szóste: musieliśmy odtworzyć playlisty, co przyszło nad wyraz łatwo i przyjemnie. Wszak skojarzenia to nasz ulubiony teleturniej. 
  7. A siódma, najwyższa potęga, to połączenie wszystkich poprzednich potęg, z domieszką kory dębu, startych orzechów włoskich, ze szczyptą pudru, łyżką dziegciu (nie pomylić!) i wazeliny oraz obowiązkowo: kroplą wyciągu z agawy. Nie tak prosto to zmieszać, gdy dzieli nas odległość ponad 8200 km i od cholery stref czasowych i różnych innych wymiarów.

More czyli wincyj

Andrew Eldritch z zespół The Sisters of Mercy, póki jeszcze mógł śpiewać, śpiewał w piosence More: You won’t get what you deserve. You are what you take. Być może myślisz, że coś ci się należy. Bardzo nam przykro, nie tędy droga. Naucz się brać samemu. 

Życie samo dopisuje kolejny wers, być może najważniejszy: DOSTAJESZ TO – NA CO SIĘ ODWAŻYSZ.

– Dziękujemy Państwu!
– HUJ!

Spis treści