123. #To się dzieje. Naprawdę.

– Dobra, już jestem!
– Hej?!
Dziekciu!
Dziekciu?
Dziekciuuuuuuu!
Dzieeeeeeekciu!
Haloooo!… alooo… looo…

Cisza. Nic. Zero odzewu, żadnych odgłosów, brak ruchów. Owszem, słychać jedynie odgłosy naturalne. Wraca burza. Jeśli chodzi o ruch – to się wzmaga, ale wiatru. Kołysze drzewami, unosi w górę gałęzie krzaków. I to by było na tyle. 

– Wyłaź, już się schowałeś, super!

– Pobite gary, wychodź!

– Już się nie bawimy!

– Poddaję się! Wygrałeś!

– Dzieeeeeeekciu!

– Haloooo!… alooo… looo…

– Nie ma.

– Zniknął. Rozpłynął się. Kruki go zjadły? Nie no, bez jaj, za duży, tak szybko nie dałyby rady. Pewnie wlazł przed deszczem pod ten śmieszny, badziewny mostek… Nie ma. Kurczę, nie było mnie zaledwie kilka minut. Zostałem z tyłu, ale raczej nie przechodził koło mnie. Wrócił do samochodu? Chyba by powiedział. Świństw sobie nie robimy, nie ma takiej opcji. Może gdzieś wpadł? W jakąś dziurę? Ale trasa była łatwa. Chociaż mijaliśmy wiele rożnych skałek. Wcisnął się gdzieś i nie może wyjść? A może miał zawał? Udar? Zemdlał? Nie, nic na to nie wskazywało, nie dzisiaj. To co się stało? Doszliśmy do tego łuku, zrobiłem mu przecież zdjęcia. Moment, niech sprawdzę… bo zwariuję. No są! Są zdjęcia. Czyli byliśmy tu razem. Przed chwilą. No czegoś takiego jeszcze nie było. Kurwa! Muszę się uszczypnąć. Trzeba wrócić do samochodu.

…Biegnę, chociaż nie muszę. Spieszę się, lecz nikt i nic mnie nie goni. 

…Mam do wyboru dłuższą drogę przez polanę, lub przeskok po kamulcach.

…Rozglądam się, czy go nie widać. Nie ma.

…Można biec dalej, choć zaczyna już mocno padać.

…Wpadam na kolejną prostą.

…Lecę dalej, nie zważając, że podłoże robi się coraz bardziej śliskie.

…Przefruwam po kamiennych stopniach, przeskakując po 3 na raz. Następnie przez dróżkę wzdłuż Fremont River.

Dopadam do samochodu.

…Szarpię drzwi. Zamknięte. Rzeczy na miejscu. Zabrał kluczyki.

…Wybieram ścieżkę do toalet.

…Przekręcam klucze w zamkach do kabin – zaglądam do środka. Nie ma nikogo.

…Pośpiesznie otwieram drzwi do śmietnika. Pusto.

…Wiem! Wybiję okno w aucie, wyjmę swój telefon, może odpali i będę do niego dzwonił. Albo na ten numer Emergency, pewnie mają go jeszcze w pamięci, więc będzie łatwiej. A może nadal go śledzą i namierzają?

Spis treści