Nic się nie wydarzyło. Kompletnie nic. Kolejna nudna noc. Tylko dlaczego ciężkie minuty poranka biegną tak szybko. NAJszybciej?
Zaraz trzeba ruszać w dalszą podróż, w nadziei na spełnienie ulotkowej przepowiedni o NAJ-SAM-otniejszej trasie w USA. Nakręcili nas. To wreszcie musi zdarzyć się teraz! Za Eureką. ChceMY tego! Wręcz wymagaMY! Dali nam wabik, zanęcili i ściągnęli reklamą – już się nas nie pozbędą. A nam ciągle mało. Żądamy więcej i więcej. Nie ważne, że widzieliśmy już NAJlepsze atrakcje, teraz chcemy przebić sufit.
ONI wiedzą jak to robić. Jak trafić na podatny grunt. Dają atrakcyjną ulotkę – w formie paszportu – rozkładanej książeczki z trasy – można wklejać wlepki. A dla NAJlepszych: na koniec okolicznościowe, metalowe przypinki do klapy – coś jak ordery i być może nawet goździk dadzą? “Będziecie wyjątkowi, zaliczycie nasz program, pokonacie wszystkie jego punkty. W glorii i chwale”. Że niby mamy poczuć się tacy ważni?
Próbują nas wciągnąć w ulotkową, wręcz podręcznikową pułapkę SAMouwielbienia, podsycanego przez speców od SAMorealizacji, trenerów od SAMorozwoju, kołczów od SAModoskonalenia, zakończonego SAMogwałtem. Nie macie o tym pojęcia? Nie kumacie? Nie widzicie? Trzeba napisać tłustym drukiem?… SAM. Nieszczęśnicy, napompowani w balonik niemożliwych do zrealizowania pragnień, których nie da się zaspokoić, ugasić, bo one rosną w miarę picia.
Zazwyczaj w amerykańskich hotelach nie oferuje się śniadań lub nie są one wliczone w cenę pokoju. Stąd tutaj czeka nas miłe zaskoczenie – w NAJmilszym miasteczku na tej trasie – zapraszają nas na poczęstunek. Zaskoczenie podwójne, gdyż mamy okazję skosztować dania przygotowywane chyba dla kosmonautów. Wiemy przecież, że na pustynnych terenach Nevady testowane są kosmiczne technologie.
Papierowe zawiniątko, wyjęte z lodówki, należy włożyć (z opakowaniem) do mikrofalówki, gdzie pięknie urośnie i wyjdzie w postaci puszystej bułeczki – z pachnącym, sadzonym jajkiem w środku. Inne torebki zmienią się w pudding, musli, kakao. Tylko kawa zawsze i wszędzie jest taka sama – amerykańska. Przepalona lura z przelewowego ekspresu. Może, gdy wreszcie odkryją wodę na Marsie, to i w tej kwestii wymyślą coś lepszego? W tej Ameryce.
A tymczasem nie dość że dali nam coś dla ciała, to również strawę dla ducha. Do śniadania serwowane są poradniki na każdy temat – niezbyt grube, kolorowe książeczki, napisane prostym, przystępnym językiem, poruszają różne, popularne, codzienne zagadnienia. Na przykład: “Podręcznik dla kierowców – jak przetrwać na drodze”, “Jak sprawić, by ludzie myśleli, że jesteś normalny”, albo “Mój egoizm jest ważniejszy”.
Tego typu wydawnictwa są zwykle sponsorowane przez różne organizacje – takie czy inne – może nawet te masońskie? Zza ściany?
– Coś ciekawego tam piszą?
– „Liczy się tylko to, co się robi, a nie to co się mówi. Nawet, jeśli mówi się kwieciście. Teoria pozostaje teorią, a praktyka to inna bajka”
– I co piszą jeszcze?
– Żeby „pomagać potrzebującym, żeby zamienić zgubne Ja-Sam na dla-Nich-Niego-Niej. Przekręcić w drugą stronę kurek własnego, niezaspokajalnego ego. By właśnie w ten sposób poczuć się ważnym, potrzebnym. Nie dla siebie. Dla innych.”
– No proszę. Jakie to łatwe. A jakie to trudne. Zwłaszcza, gdy egoizm połączył się z efektem nadopiekuńczego wychowania.
– „…Że to system naczyń połączonych, że najczęściej jedno musi się przelać by napełnić drugie. Że dopiero kiedy sam stajesz pod ścianą własnego egoizmu, gdy zaczyna cię dusić, dopiero wtedy szukasz rozwiązania…”
– Lepiej późno, niż za późno. A dają wskazówki “jak żyć”?
– Na to nie ma podręczników, ani instrukcji. Co to w ogóle za pytania? Jak to – jak żyć? Albo – z tej samej serii – po co żyć? Czy warto żyć? Odpowiedź może być tylko jedna, bardzo krótka: ŻYĆ! PO PROSTU ŻYĆ! TYLKO I AŻ: ŻYĆ! jak ktoś nie rozumie tych TRZECH LITER, nie potrafi odczytać znaczenia tego najkrótszego wyrazu, to nie zrozumie ani opasłych książek, ani filozoficznych tyrad, ani długich, psychologicznych opracowań.
– Jak to jest, że różne mądre, dyplomowane głowy zadają te podstawowe pytania? Nie odrobili pracy domowej z podstawówki?
– Może powinni cofnąć się do dzieciństwa? Podobno tam tkwi źródło każdego problemu. Każdej porażki lub sukcesu.
– Czyli powinni ruszyć do przeszłości? Na przykład na Dziki Zachód?
– Na pewno nie zaszkodzi, chociaż nie każdemu pomoże. Mentalnym starcom niewiele jest już w stanie pomóc.
– To są tematy na wieczór, a nie przy śniadaniu. Zabieraj te książeczki, może potem poczytamy, a teraz w drogę!
– Taaaa, na pewno. PoczytaMY.