I kiedyś, w jakiejś odległej historii, po trzykrotnym wyparciu – pojawił się znak. Zapiał kur!
– Kurrr…… słyszysz? – Dziekciu już nie słyszy, wspina się wyżej. Próbuje szczęścia. Ja siedzę.
– No signal on the road. I had to climb up a little bit – Piszesz i wysyłasz swoje rozpaczliwe SMS-y w próżnię. Bo próżna jest nadzieja, gdy zasięgu nie ma. Mimo to widzę jak się podpierasz i wspinasz dalej, ale nie po tym piaszczystym jęzorze – tu nie da rady. Idziesz tam, gdzie ostatnio był zasięg. Cofasz się więc do przodu. Znowu robisz zwrot o 180 stopni. Opuszczasz mnie. Idziesz w kierunku, który porzuciliśmy – Ku Przyszłości… Jesteś więc, jak Dezerter…
Kochani nasi bracia.
Cieszcie się z życia.
Cieszcie się wraz z nami.
Jak stal płynąca z pieca.
Połączmy nasz wysiłek.
Zjednoczmy wszystkie siły.
Ojczyzna ojczyzna czeka na Ciebie
Towarzyszu miły!
(Ku Przyszłości, Dezerter, sł. Krzysztof Grabowski)
– Kurrrrr….. słyszę głos! – Krzyczę. Lecz jesteś już zbyt daleko. Straciliśmy ostatnie połączenie, jakie nam zostało. Nasz wspólny zasięg. Znikasz mi z oczu.
– Rrrr… – mówi ten głos. Ale cicho. Ledwo słyszalnie.
– Rrrrrrrrr… – już trochę głośniej, narasta, nie ustaje
– Rrrrrrrrrrrrrrrrrrrr… – czyli to nie było złudzenie, słuchowe omamy
– Rrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr… – Z góry wypada ogromny stalowy potwór…
– …Wa! wa wa wa wawawawawawawa – z miarowym plaskaniem o podłoże, wielkie, terenowe koła bestii bezlitośnie mielą piach. Nic sobie nie robią z jego głębokości, sypkości, rozgrzania.
– Prrrrrr – Stalowy rumak Szeryfa staje w miejscu. Tuż obok mojego cienia.
– Dzień dobry, jestem Szeryf Glover.
– Dzień dobry. A ja mam bilet na Jeep Safari Tour.
– Hahahahahaha! – zwykły, ludzki, spontaniczny śmiech wygładza wszystkie groźne miny, kruszy bariery, skraca dystans i otwiera różne drzwi. W tym wypadku są to białe drzwi Jeepa, oznaczone siedmioramienną gwiazdą Szeryfa, z Hrabstwa Kane, w Stanie Utah.
– A zimne piwo macie? – Trzeba iść za ciosem.
– Hahahahahaha! Niestety, tylko wodę.
– Ostatecznie niech będzie. Hehehehe! – drżącą ręką otwieram podaną mi butelkę.
– Jesteś sam? Dostaliśmy informację, że były dwie osoby?!
– Kolega poszedł szukać sygnałów. O, wraca!
Szeryf bacznie zagląda w oczy kolegi. W Twoje oczy. Czegoś tam szuka. Sprawdza, czy kwalifikują się na OIOM.
– Ja daję radę, mam tylko udar, sprawdźcie lepiej oczy my buddy’s.
– Już sprawdziliśmy, zdał test.