– Przecież nikt nas do niczego nie zmusza i możemy robić co nam się tylko podoba, prawda?- To stwierdzenie czy pytanie?
– W takim razie objedźmy jezioro dookoła! Na tych szczytach są górskie drogi. Tam sto lat temu szukano złota. Podobno trafiały się niezłe sztuki.
– Sztuką to będzie przewieźć samolotem te dwie złote… No! Skorpionów Ci się zachciało.
Jedziemy więc dookoła, choć moglibyśmy na skróty, ale tak nierozsądni już nie jesteśmy. Człowiek powinien uczyć się na błędach. Co by nie mówić: Jezioro Tahoe ma swój niezaprzeczalny magnetyzm. A jeśli uda się ominąć weekend i szczyt sezonu, to od razu przybywa naturalnych walorów. W ulotkach mówią, że jest to NAJczystsze jezioro na świecie, a widoczność sięga nawet 20 metrów. Z pewnością lokalne ulotki dotyczące innych górskich jezior na całym świecie, będą wychwalać podobne hasła, gdyż każdy ma swój świat. A przecież takie ulotki mogą być drukowane w światach równoległych. My już to wiemy. Jeśli chodzi o powierzchnię to Lake Tahoe jest drugim co do NAJwielkości jeziorem w USA. My spróbowaliśmy zaledwie ograniczonej oferty sportowej, gdyż tacy już jesteśmy ograniczeni. Natomiast – rozglądając się dookoła – widzimy, że każdy znajdzie tu coś dla siebie: i latem i zimą, ponieważ na okolicznych szczytach Sierra Nevada znajdują się nie tylko szlaki wędrowne, ale także wyciągi narciarskie. W środkowej części zachodniego wybrzeża mijamy drugą, dużą miejscowość, o równie NIE wyszukanej nazwie: Tahoe City. Miasteczko wydaje się nawet bardziej sympatyczne, niż tamto Południowe-South, ponieważ na wjeździe nie straszą betonowe kasyna, a zewsząd ukazują się stylowe przykłady architektury drewniano-kamiennej. Czyli tworzonej z lokalnych budulców. W Tahoe City znajdziemy długą promenadę, marinę z molo i mnóstwo opcji noclegowych, których – tym razem – nie uda nam się przetestować. Ale może kiedyś? Droga otacza jezioro praktycznie dookoła, jest więc gdzie spacerować lub jeździć rowerem i z pewnością można znaleźć miejsca mniej zagospodarowane lub oblegane. Lecz zgodnie ze wcześniej wypowiedzianym życzeniem – szosa wynosi nas coraz wyżej. Wspinamy się na ośnieżone szczyty. Przebijamy się lokalnymi, górskimi dróżkami, by ostatecznie złapać końcówkę autostrady Interstate 80. Ona zaprowadzi nas do innego, lecz częściowo już znanego, świata. Azymut: Sacramento.
– Rety, wiedziałeś, że Dr Hackenbush nagrał singiel specjalnie dla nas?!
– Muszę mocniej zapiąć pasy?
– Tak! Uwaga Doktor leci, to znaczy leczy! …BLESS AMERYKA!