Daj grupce dzieci czystą kolorowankę – po prostu same kontury dowolnego obrazka i do tego pudełko kredek. Możesz im puścić piosenkę zespołu 2 Plus 1 pt. “Więc chodź pomaluj mój świat”. Każde dziecko pokoloruje kształty inaczej, nie tylko w innych pantonach, ale także z innym stopniem staranności: albo trzymając się konturów albo bazgrząc i wychodząc poza linie. Inaczej odbieramy barwy, inaczej je sobie szeregujemy i dopasowujemy – każdy na swój sposób. Będziemy więc kolorować po swojemu, lecz nie koloryzować.
Każde miasto ma swoje odcienie. Są miasta szare, betonowe. Są wielobarwne, przyprawiające wręcz o ból głowy. Są miasta o stonowanych, uporządkowanych barwach i takie, gdzie wszystko krzyczy feerią barw. Jakie kolory ma San Francisco? Mówimy o barwach miasta, więc bez histerii i wciskania takiej czy innej poprawności. OK?
Było już o kolorach dwóch głównych mostów: rudym i białym. Było o niebieskich wodach zatoki, o szarych obłokach, o złotym – jak tequila słońcu, różowych hortensjach… Ale nie było o podstawowych barwach tego miasta. San Francisco niewątpliwie jest miastem lewicującym (choć autokorekta edytora tekstów podpowiada słowo: lewitującym), kojarzonym z wolnością i tak dalej… W ciągu niecałych dwóch lat, od naszej pierwszej wizyty, widzimy wyraźne zmiany barw. Wcześniej było słonecznie i ogólnie-kolorowo, teraz zrobiło się kolorowo-tęczowo. Tęczowe flagi pojawiły się na budynkach różnych instytucji, urzędów, sklepów, na reklamach, w oknach – praktycznie w całej metropolii. W mieście świętującym 50 lat istnienia ruchu hipisowskiego. Ale o dziwo, przynajmniej na razie, ominęło to dzielnicę Haight-Ashbury. Być może dlatego, że hipisi mieli swoje barwy – owszem, we wszystkich kolorach tęczy – lecz płynące z innego źródła – z surrealistycznych, psychodelicznych wizji, z odjechanego spontanu oraz wszechogarniającego chaosu. Wiemy, że była wolna miłość, życie w komunach i takie tam… Lecz jakie było hipisowskie pod-łoże?
Tymczasem nowe tęcze pojawiają się w uporządkowanych, nieprzypadkowych sekwencjach i kampaniach. Zdecydowanie i konsekwentnie. Czy próbują nawiązać do idei hipisów? Podczepić się lub przejąć dla siebie? Oba ruchy narodziły się w tym samym czasie w USA, ale nie szły bynajmniej w parze.
Pink Floyd dokonał dyspersji światła na okładce “The Dark Side of The Moon” na długo przedtem, nim narodziły się tęczowe dyskusje. Zanim w ogóle przyszli na świat ludzie, którzy je prowadzą. Po co mieszać barwy i hasła? Niech odmienność Haight-Ashbury pozostanie niezmieniona i autentyczna. PEACE!
Tymczasem na paletę wylewa się inny odcień. Być może przykryje wszystkie inne? Zobaczymy. Zobaczcie… W każdym razie moglibyśmy jeszcze, co nieco, z tej tubki wycisnąć.