> nie byłoby samochodowego wygłupu z Colorado
> nie dowiedzielibyśmy się o Needles
> nie weszlibyśmy do baru przy plaży
> nigdy nie usłyszelibyśmy o Sedonie.
– Ruszamy?
– Do Arizony!*
*aby z Needles w Kaliforni dostać się do Arizony, wystarczy przeprawić się na drugi brzeg rzeki Colorado. Jeśli jednak nie masz samochodu terenowego, lepiej skorzystaj z mostu.
Minutę później przenosimy się ze słonecznej Kalifornii do jeszcze bardziej słonecznej Arizony. Ale jeśli chciałbyś wystartować w konkursie “rzuć okiem i wskaż różnice” pomiędzy pustynią Kalifornii i pustynią Arizony, to jedna od razu jest widoczna
– Inne kaktusy!
Gdybyśmy dzisiaj rano wyruszyli z Barstow na południe, a nie na wschód, prawdopodobnie w tej chwili ganialibyśmy się pomiędzy wielopalczastymi drzewami Jozuego lub wspinali na jajowate skały w jednym z najwspanialszych parków narodowych Dzikiego Zachodu – Joshua Tree. Ale, że los pokierował nas inaczej, tamten Park pozostanie więc tematem innej opowieści. KIEDYŚ. A w tej chwili podziwiamy arizońskie kaktusy, które są INNE. Są one symbolem tego stanu i występują praktycznie tylko tutaj, jak również w przyległym do Arizony pasie po meksykańskiej stronie granicy. Chodzi o gatunek zwany karnegia olbrzymia, którego nie sposób nie zauważyć, gdyż tłuste maczugi karnegii osiągają nawet wysokości 16-18 metrów! Są to jedne z NAJwiększych kaktusów na świecie. Z głównego pnia odchodzi po kilka równoległych odnóg, tworząc charakterystyczny kształt nierównego harpuna. Albo… szponów bestii.
Co prawda wrzuciliśmy na busolę azymut Sedona, ale przecież jesteśmy wolni. A jeśli wolni, to w podwójnym tego słowa znaczeniu – nie tylko niczym nieograniczeni, ale wolni – to również niezbyt szybcy. Jedziemy więc powoli, niespiesznie, wzdłuż Colorado obserwując przybrzeżne domki, zacumowane motorówki i plaże, gdy – niezauważenie – gorąca słoneczna kula zmienia barwę z żółtej na czerwoną i nieuchronnie postanawia zanurkować w rzece. Najbliższa okolica zasnuwa się szarością, tymczasem wzgórza na horyzoncie przybierają odcienie różu i purpury. Wzrok przykuwają przedziwne kształty tych wzniesień – jakby ulepionych z plażowego piasku i nieco zdeformowane po przejściu fali. Natura jest taka, jak cały ten zachód. DZIKA.
Czy w takich momentach można wyobrazić sobie lepszy podkład muzyczny, niż ten, który właśnie, niespodziewanie, całkiem przypadkiem pojawia się w tle? Jeśli przypomnisz sobie do tego teledysk, to właśnie tam jesteśmy. W jego środku. Na tej pustyni, na tych drogach, przy takich stacjach benzynowych…
My love is in league with the freeway
Its passion will rise as the cities fly by
And the tail lights dissolve in the coming of night
And the questions and thousands take flight
My love is miles in awaiting
The eyes that just stare and the glance at the clock
In the secret that burns and the pain that won’t stop
And it’s fueled with the years
Leading me on (leading me on)
Leading me down the road
Driving me on (driving me on)
Driving me down the road
My love is exceeding the limit
Red eyed and fevered with the hum of the miles
Distance and longing, my thoughts do collide
Should I rest for a while at the side?
Your love is cradled in knowing
Eyes in the mirror still expecting their prey
Sensing too well when the journey is done
There is no turning back, no
There is no turning back on the run
My love is in the league
With the freeway
Oh, with the freeway
And the coming of the night time
My love
My love is in the league with the freeway
(Big Log, Robert Plant, aut: Robert Plant, Robbie Blunt, Jezz Woodroffe)
Moja miłość wtopiona jest w asfalt drogi
Rośnie z każdym mijanym mgnieniem miast.
Światła przede mną rozpływają się w mroku
Pytania uciekają lotem do gwiazd.
Moja miłość przemierza mil wiele.
Oczy wpatrują się w zegary.
Coś w głębi płonie, ból nie ustaje
Ciągnie się i toczy latami.
Prowadzi mnie, prowadzi droga
I jedzie ze mną, tak moja droga.
Moja miłość nie widzi granic
Zmęczone oczy w gorączce mil.
Zderzenie myśli z siłą tęsknoty.
Na dalszą jazdę nie mam już sił?
Twa miłość to przekonanie,
Gdy oczy w lustrze widzą ofiarę.
Dobrze wyczuwam podróży kres.
Nie ma odwrotu, nie ma powrotu,
Choćbyś chciał wrzucić wsteczny bieg.
Bo moja miłość jest jak ta droga,
Och taka droga, droga…
W takim momencie, gdy przypominamy sobie, że w bagażniku nie ma już materaca, należy okiełznać wolność i wcisnąć gaz do deski, aby dojechać do jakiejś mety. Jedyna większa kropka, w zasięgu jednej karty atlasu, jednej poły naszego płaszcza, nazywa się Kingman. Niech będzie więc…