A więc stało się i skręciliśmy na szosę numer 375. Zgodnie z drogowskazem – w kierunku na Rachel. Albo według innego oznaczenia: na Extraterrestrial Hwy – Pozaziemską Autostradę. Zaiste widok, który przed nami właśnie się otworzył – w porównaniu do tego, co zostawiliśmy z tyłu – przypomina inną planetę: przepiękną, wielobarwną, żyzną, mlekiem i miodem płynącą. RAJSKĄ. Skąpaną w zieleni i polukrowaną żółtym kwieciem kaczeńców. Przeciętą przez leniwe, krystalicznie czyste, życiodajne źródło, w którym pluskają się małe rybki. A dookoła latają pszczółki i kolorowe motylki. Tymczasem, radosne ptaszki znajdują schronienie w cieniu nielicznych lecz potężnych i wiekowych drzew. Sukulenty, miotane gdzieś wcześniej pustynnym wiatrem, tutaj porastają pobocze drogi – lecz jako soczysto-zielone krzewy. Całości tego impresjonistycznego malunku dopełniają krowy. Pardon, krówki – mleczno-brązowe lub łaciate, wolno przeżuwające trawkę, odpoczywające na pastwiskach lub taplające się w wodach strumienia. Ot tak, dla przyjemności i rozrywki, gdyż w raju nie czuje się przecież pragnienia, nie ma upału, nie ma żadnych potrzeb, ani zmartwień. Jest po prostu OPTYMALNIE.
– Obudź się!
– Rozmarzyłem się.
– Widzę.
– Ale czy to konfabulacja? Czy choćby w jednym procencie mijam się z prawdą?
– Skądże! Jest jeszcze lepiej! Zapomniałeś powiedzieć o błękicie nieba i tych pulchnych, białych obłoczkach!
– Słuszna uwaga… “A niebo jest przy tym niebieskie!”
– Wręcz nie wypada – w takim miejscu – przyspawać żadnym brzydkim słowem… Jakoś nie pasuje…
– Azaliż albowiem w Raju nie ma brzydkich słów!
KULTOWA droga tnie naprzód – całkiem prosto, nie zbaczając ni w lewo, ni w prawo, a cudowna dolina rozwija się na przestrzeni wielu, wielu mil. Nie trzeba chyba dodawać, że widoczność ograniczona jest jedynie ludzką niedoskonałością. Ale w Raju rozwiążemy i takie problemy.
– Zobacz tabliczkę – Open Range. Wolny chów bydła. Stąd właśnie wzięli się tamci kowboje.
– I wszystko jasne!
– Dużo tych krówek. Setki
– Jakie one piękne, takie niewinne.
– Idealizm w życiu i w malarstwie.
– Stoją tu sobie, takie beztroskie.
– Czyli szczęśliwe!
– Jak my!
– No tak! Beztroskie oznacza, że szczęśliwe. To podstawowa, najkrótsza, najprostsza i chyba najpełniejsza definicja szczęścia.
– I nawet nie myślą o przyszłości.
– Tak jak my!
– Bo nie ma przyszłości. No future! Jest tylko przeszłość i teraźniejszość. Teraźniejszość jako portal do przeszłości. Przeszłość będąca imaginacją teraźniejszości. W zakrzywieniu czasoprzestrzeni.
– I dla nich i dla nas.
– I to w takim miejscu: na Pozaziemskiej Autostradzie. Przypadek?
– Chrum.
Pozaziemskiej? Nie bardzo wiadomo od czego zacząć. Przecież nie będziemy przepisywać Internetu, a ten aż puchnie od powielanych teorii, w tym przeróżnych, pozaziemskich bzdur. Ktoś coś chlapnął, ktoś inny przepisał, nie sprawdził i poszło w świat, w eter. Sami namierzyliśmy kilka kosmicznych kretynizmów lecz nie będziemy ich prostować. Z CIEMNĄ MASĄ i rozpędzoną, śnieżną kulą jeszcze nikt nie wygrał.
– Jedziemy własnym tempem!
Zasadniczo trafiliśmy tutaj, by – głównie na własne potrzeby – zweryfikować fakty i mity.
– A może samemu puścimy w przestrzeń jakiegoś bąxa?
– Cuchnącego fake-newsa?
– Ulepimy naszego autorskiego babola?
– To będzie trudne, bo oczywiście znowu nie ma zasięgu!
Extraterrestrial Hwy nie jest autostradą, tylko zwykłą szosą stanową, ciągnącą w każdą stronę zaledwie po jednym pasie ruchu. Ale może to wystarczy, skoro w zasięgu 50 kilometrów widać tylko jeden pojazd – ten nasz. No i może nie do końca jest zwykłą szosą, bo przez tę wyjątkową zieleń i życiodajną wodę odróżnia się od reszty Nevady. Chociaż nie jesteśmy do końca pewni, czy to kwestia sezonowa, czy całoroczna. A może te kolorowe rancza rozkwitły specjalnie na nasz przyjazd? Jeśli tak, to mamy farta.
Okazuje się jednak, że – jak to w życiu – zawsze jest jakieś drugie dno. Dno, które znajduje się całkiem płytko pod ziemią. Oprócz wspomnianego strumyka, który pełnił bardzo istotną rolę – malowniczą i krowopojną – tuż pod powierzchnią, przelewają się całkiem spore pokłady wód głębinowych. Miejscami bardziej opłacało się wydobywać wodę do podlewania upraw, niż szukać innych surowców kopalnianych. Jeśli więc spojrzycie na mapę satelitarną Googla i zobaczycie dziwne kręgi przy poligonie Nellis – nie są to tajne instalacje wojskowe ani pozaziemskie ślady*. W tym wypadku rozwiązanie będzie bardziej przyziemne. Sorry za rozczarowanie, ale chodzi o zwyczajne uprawy zwykłych buraków cukrowych i równie pospolitej lucerny. Nie przejmujcie się jednak. Bo w życiu, oprócz DRUGIEGO DNA, zawsze jeszcze istnieje jakiś INNY WYMIAR i MAGICZNY PIERWIASTEK. To tylko kwestia PERSPEKTYWY, by je dostrzec. Akurat w tym wypadku – obie te rzeczy dostępne są dla pilotów wojskowych. Używają oni zielonych buraczanych plam, widocznych od góry, jako punktów orientacyjnych przy powrotach do bazy. Jaka z tego lekcja dla nas – rezerwistów piechoty – oprócz wspomnianej perspektywy?
– Przy powrotach na bazę, miej wcześniej wyznaczone punkty orientacji!
*A jeśli już wspomniano tu Mapy Googla, znajdźcie na nich Extraterrestrial Hwy i spróbujcie użyć słynnego, żółtego ludzika Googla, do obserwacji widoku ulicznego. To jedyne takie miejsce na Ziemi – z niespodzianką!
Im dalej od szosy i strumienia – w kierunku strefy wojskowej Nellis – tym smutniej. Tam – przynajmniej z pozoru – panują już standardowe warunki dzikozachodnie. Szare i pustynne. Wiemy jednak, że to tylko kamuflaż. Wystarczy ruszyć wyobraźnią, by zwizualizować sobie miliony kolorowych lampek, błyskających gdzieś tam, na pulpitach rozdzielczych, w schronach i laboratoriach. Tajemnicze wskaźniki, migające diody, czerwone włączniki na tablicach kontrolnych…
– Tak, teraz już rozumiem to, co tworzysz u siebie w pokoju…
– Myślisz, że mam własną, miniaturową delegaturę bazy S-4?
– Ty jesteś podłączony do innych wymiaròw. Zawsze to wiedziałem.
– U Ciebie też nie brakuje sprzętów!
– No przecież będziemy musieli się jakoś między sobą przemieszczać. W PRZYSZŁOŚCI.
– Później o tym pogadamy. Ale to byłby niezły motyw… zbudować taki własny, domowy akcelerator cząstek.
– Jak ten koleś stąd? Bob Lazar?
– Proszę, proszę, jak w inteligentny sposób naprowadziłeś nas na cel. Do bazy.
– Bo i oto dojechaliśmy do celu. Chociaż nie było oficjalnych drogowskazów… MAMY GO!*
*Kogo lub co mamy? Potrzymamy Cię Czytelniku w niepewności. Ale i do teGO dojdzieMY.