3. #Genesis

Trwasz bez ruchu. Trwam w bezruchu. Jest już wieczór. Znowu wszystko idzie źle. Nie dość, że same kłopoty, to  jeszcze ten świdrujący głos obok.

– Tego nie ma, tamtego nie ma. To trzeba zrobić, tamto trzeba zrobić! Ble ble ble! 

Jakby właściciel głosu przystawiał lufę rewolweru do skroni. Lufa bynajmniej nie chłodzi. Jest rozgrzana, gdyż zbyt wiele pocisków wystrzeliła już dzisiaj. Skroń pulsuje, wzbiera złość. Warczysz coś na odczepnego. Warczę coś na odczepnego. Ale głos nie przestaje.

Tego nie zrobiłeś, tamtego nie zrobiłeś…

Siedzisz. Siedzę tak, jak kiedyś siedział Pink z The Wall, zamknięty w swoim świecie, wpatrzony w jeden punkt. Ktoś próbuje dobijać się przez ścianę, przez mur, próbuje go zburzyć.


Masz przed sobą ekran. Już coś wypiłeś. Już coś wypiłem, żeby się rozluźnić, może odstresować? A może sam nie wiesz po co. To mógłby być zwykły wieczór, pogrążony w marazmie, tak jak każdy inny wieczór. Taki, gdzie nic nie ma prawa się wydarzyć, bo nigdy nic się nie zdarza. Lepka, nudna magma beznadziejnej stagnacji jest wszechogarniająca. Przyzwyczaiłeś, przyzwyczaiłem się do niej. Udajesz, że jest ciepła i przyjemna. Można się w niej zanurzyć, wyłączyć myślenie. Trwać. Tylko ten świder, terkoczący obok, próbuje tembrem swego głosu rozwiercić skorupę. Jak dźwięk wkręcającego się pod czaszkę wiertła dentysty. Jak zwykle – z premedytacją. Jak zawsze – nie do zniesienia.


– Jeszcze jedno słowo! – No! Powiedz coś jeszcze, masz pewnie coś w magazynku? Przecież strzelanie do bezbronnego to coś, co najłatwiej przychodzi. Nawet, jeśli są to tylko ślepaki. Huk ich wystrzałów też potrafi ranić. Może nawet bardziej niż ostra amunicja…?


Patrzysz, patrzę w skupieniu na ekran. Pomimo okoliczności próbujesz się skupić, bo przebija z niego znana kiedyś nuta.

Hello

Is there anybody in there?

Just nod if you can hear me

Is there anyone at home?

Come on now

I hear you’re feeling down

Well, I can ease your pain

Get you on your feet again

Relax

I’ll need some information first

Just the basic facts

Can you show me where it hurts?

 

There is no pain, you are receding

A distant ship smoke on the horizon

You are only coming through in waves

Your lips move but I can’t hear what you’re saying

When I was a child I had a fever

My hands felt just like two balloons

Now I’ve got that feeling once again

I can’t explain, you would not understand

This is not how I am

I have become comfortably numb

I have become comfortably numb

 

(fragm. Comfortably Numb, Pink Floyd, sł. Roger Waters)

 

Halo,

Czy w ogóle jesteś tam?

Choć kiwnij głową jeśli mnie słyszysz.

Czy w domu siedzisz całkiem sam?

Ej, dawaj!

Czy z Tobą jest coś nie tak?

Powiedz czy coś mam zrobić?

Czy jakoś postawić Cię na nogi?

No już, wyluzuj 

i powiedz spokojnie 

Bo warto wiedzieć choć tyle…

Czy coś cię boli, czyś chory?

 

A co Ty wiesz o bólu moim?

Płyniesz gdzieś, coraz dalej,

Twój głos ginie wśród fali

I usta szepczą słowa głuche.

W dzieciństwie, w gorączce wysokiej,

Bardzo spuchły mi dłonie.

I teraz gdy patrzę na nie, 

Ponownie czuję to samo.

Dlaczego? I tak nie zrozumiesz.

Czy ze mną coś złego się stało?

że skryłem się w sobie wygodnie.

 

że skryłem się w sobie wygodnie.

 
Ściana. The Wall. Zid. Zapukaj do drzwi, a może się otworzą...

Ten kołaczący w głowie dźwięk, współgra z informacją na ekranie. Koncert. Miejsce: dla jednego blisko, dla drugiego daleko. I co z tego? Już nawet marzyć się nie chce. Stanowczo za drogo. Zresztą nie ma z kim.

– Nieee, to niemożliwe, nie ma takiej opcji. To nie ma prawa się wydarzyć, bo już nigdy, nic się nie wydarzy.

I wtedy, znienacka ten ktoś znów pociąga za cyngiel. Słowa są jak spust, który powoduje strzał. Powietrze przecina ostatnie cięcie. The Final Cut. Ręka bezwładnie – a może przypadkiem? – spada na klawiaturę, wciskając klawisz enter. Stało się.

– Wstawaj! Huj mnie obchodzi że śpisz! – telefon alarmująco nadaje przez ocean, z kompletnie odwróconej strefy czasowej.

NIEBEZPIECZEŃSTWO trzymaj się (z dala od) ściany
Spis treści