Ocean obecnie zamienił się w straszną, ciemną czeluść – wielką, czarną dziurę. Okazuje się, że takich jak my było więcej. Przylepili się do pobocza drogi – trafieni ciemnością i otumanieni szumem – śpią jeszcze w swoich samochodach tak, jak oceaniczne ślimaki śpią w swych wielkich muszlach.
Przypadkiem nasze reflektory odnajdują niewielki parking z wystającą w górę, metalową wieżyczką. Okazuje się, że to długie, stalowe schody, spuszczone w dół do poziomu wody. Schodziliście kiedyś do wnętrza wielkiej czarnej dziury? My nie, więc bez chwili zastanowienia postanawiamy sprawdzić, co w sobie kryje. Akurat – nie przypadkiem – mamy ze sobą latarki-czołówki. Powoli opuszczamy się więc na dół, bo schodki są zimne i mokre. To też nie może być przypadek. Na szczęście na dole można bezpiecznie stanąć na mokrym piasku. Latarki nerwowo badają otoczenie. Fale oceanu kończą się z szumem mniej więcej kilkanaście metrów stąd. Wygląda na to, że są teraz jakieś takie wycofane. Reszta przestrzeni, widocznej w skąpym świetle czołówek, to teoretycznie strefa niczyja.
– Czyżby?
Spod nóg uciekają mniejsze i większe kraby, tymczasem my poruszamy się jak oddział specjalny SWAT, ubezpieczając jeden drugiego i poszukując wąskim strumieniem światła jakiegoś niebezpieczeństwa. Jest niesamowicie: kosmicznie i nierealnie. Bo oto kończy się strefa piasku i zaczyna obszar pozaziemskich stworów, które w nocy wypełzły z oceanu. Pod nogami kręcą się długaśne na kilkanaście metrów, grube liany przedziwnych, ciemnych wodorostów i potężne sznury, przypominające długie macki Krakena. Niektóre z nich mają doczepione kule zarodników. Wiją się niczym ogromne węże. Nasze światełka znajdują jeszcze inne, zalegające pod nogami, cudaczne kształty, lecz nie ma czasu dokładnie ich zbadać, ponieważ uszy wychwytują zmianę natężenia dźwięku. Jakby ktoś powoli przykręcał gałkę systemu redukcji szumów Dolby Surround typ “O” (jak Ocean) i drugim potencjometrem zwiększał częstotliwość basów.
– To przypływ!!!
– Spierdalamy!
Nie zważając na plątaninę morskich potworów biegiem dopadamy drabinki. Za chwilę, dosłownie za parę minut nie będzie już niczego. Wszystko ogarnie i wchłonie czarna dziura. CZARNE DZIURY ISTNIEJĄ. Nawet jeśli tylko w naszej świadomości.
– I znowu się udało!
– Mało brakowało, a bylibyśmy w czarnej dupie.
Albowiem to bardzo ważna, życiowa @Zasada nr 10 – aby być we właściwym miejscu, w odpowiednim czasie. Jest jeszcze do niej rozszerzony, trzeci tryb warunkowy, który stanowi o jej uniwersalnej wartości. Nie jest obligatoryjny, aczkolwiek – w naszym przypadku – jak najbardziej dokonany: aby być tam we właściwym towarzystwie. IDEAŁ!
– A gdzie wschód słońca?
– Przecież jesteśmy na zachodzie! Zachód później to i wschód później – Tak to jest z promocjami w abonamencie. Niby coś dodadzą, by w innym miejscu zabrać.