Gdy Route 66 właśnie przecina tory kolejowe…
– Wyobrażałeś sobie kiedyś skrzyżowanie drogi donikąd z torami bez celu?
– Nie!???
Czyż można się nie zatrzymać na takiej krzyżówce? Jakże nie przyłożyć ucho do szyn i nie sprawdzić po partyzancku, czy może nadjeżdża kolejny, niekończący się towarowiec, ze składem kontenerów?
– Nic nie słychać.
– Ale popatrz na to! Gwoździe! I to jakie! – Przy torach znajdujemy grube jak kciuk, sześciocalowe szpile, mocujące szyny do drewnianych podkładów – Takim sześciocalowym kawałkiem ołowiu można skutecznie przyszpilić Demona w serce, gdyby przypadkiem kiedyś się pojawił na drodze.
– I gdyby miał serce. Zbieramy! Po jednym dla każdego.
– Mam to ze sobą targać? A co jak spytają na lotnisku, że po co taki gwóźdź?
– Przeciwko Demonowi.
No dobra, jedziemy naszą starodawną Route 66, już bez dalszych niespodzianek. Przynajmniej przez kolejnych 5 minut. Nadal gra składanka Talking Heads i coś niebieskiego błyska przed nami w oddali. I o dziwo – nie jest to radiowóz! Skoro błyska się w modrym odcieniu…
– To musi być woda! – Za chwilę chowa się za zakrętem, ale my już nastrajamy ster na nowy azymut.
Take me to the river, drop me in the water.
Take me to the river, dip me in the water.
Washing me down, washing me down.
(fragm. Take Me To The River, Talking Heads, aut: Al Green, Mabon Hodges)
Zabierz mnie nad rzekę i wrzuć mnie do wody.
Zanurzysz mnie w rzece i wrzucisz do wody.
Zmyj ze mnie to, zmyj!
Szybkie spojrzenie na oldskulową mapę. Mniej więcej moglibyśmy być gdzieś tu. O tu.
– A tu, niedaleko płynie rzeka! Nazywa się Colorado.
– Prawdziwa Colorado? Ta z Westernów?
– Gazu!
Wszak Colorado to prawdziwa legenda, to niekoronowana królowa Dzikiego Zachodu, bohaterka książek i filmów. Ta sama, która wydrążyła Wielki Kanion i dzięki temu widoczna jest z kosmosu. Czyli temat absolutnie mieszczący się w naszym katalogu spraw do zaliczenia.
Kilka chwil później jedziemy ulicą równoległą do koryta rzeki. Colorado musi kryć się gdzieś za zabudowaniami. Wszystko szczelnie ogrodzone, ale tylko gdzieniegdzie na posesjach stoją domki. Działki nad rzeką muszą być w cenie! Zwłaszcza w takim pustynnym klimacie. Kto ma dostęp do wody, może sobie zafundować piękny trawnik, a nawet basen. Mijamy więc eleganckie campingi i zadbane kluby, kuszące reklamami. Zapłać za nasz dostęp do rzeki, a dostaniesz wejście do baru, miejsce parkingowe i możliwość kąpieli w… basenie. Nie tego szukamy. Szybka analiza kartograficzna i…
– Skręcaj tutaj!
– Dokąd? Tam przecież nic nie ma!
– Mówię ci, skręcaj, zaufaj mi.
– Po tych kamulcach?
– Tak, na mapie jest cienka niteczka, jakiś dopływ Colorado. Dopływu nie zabudujesz, musi więc istnieć prześwit między działkami. Wzdłuż tej nitki dojdziemy do rzeki.
I rzeczywiście – niebieska niteczka na doskonałej, starej mapie ma swoje odzwierciedlenie w naturze… w postaci wypełnionego żwirem i szarym pyłem zagłębienia w ziemi. Woda wyschła. Na lekkim wzniesieniu można spokojnie zostawić samochód, zabrać kąpielówki, ręczniki i poczłapać po żwirze w kierunku Colorado. Niezbyt daleko, może kilkadziesiąt metrów, lecz słońce w zenicie daje się we znaki. Jest naprawdę cholernie gorąco.
– Taki upał potrafi odebrać rozum!
– Bosko! – krzyczy Dziekciu i z rozbiegu wskakuje do wody.
Rzeka jest imponująca, wartka i szeroka, lecz przy brzegu nie powinno być głęboko. Woda rzeczywiście działa zbawiennie. Przyjemnie chłodzi i orzeźwia. Jednak przez silny nurt trudno ustać na śliskich i ostrych kamieniach, które gęsto pokrywają całe dno. Dziekciu wskoczył do wody tak jak stał, w starych adidasach. A ja…
– Wiesz co? Wrócę do samochodu po klapki.
Pokonuję więc z powrotem, w narastającym upale, wysuszone koryto dopływu Colorado i coś tam sobie kombinuję pod kopułą. Czuję, że słońce wypala mózg, odbiera rozum – jak w sentencji powyżej. No i wpadam na genialny pomysł! A jakby tak połączyć przyjemne z pożytecznym! Zamiast ponownie człapać do rzeki i jeszcze raz narażać się na działanie zabójczych promieni – można przecież, wprost do rzeki, podjechać naszym autem… O tędy, po tym wyschniętym dopływie!
Co pomyślawszy, natychmiast wdrożywszy w życie. Odpaliwszy silnik, opuściwszy okna, włączywszy muzę.
Aktualny kawałek Talking Heads na playliście nazywawszy się Girlfriend Is Better, a wokalista David Byrne śpiewawszy tak:
As we get older and stop making sense…
(fragm. Girlfriend Is Better, Talking Heads, aut. Chris Frantz, David Byrne, Jerry Harrison, Tina Weymouth)
Bo z wiekiem wszystko przestaje mieć sens…
Stop making sense, stop making sense
Stop making sense, making sense…
fragm. Girlfriend Is Better, Talking Heads, aut. Chris Frantz, David Byrne, Jerry Harrison, Tina Weymouth)
Przestaje mieć sens, przestaje mieć sens…
Przestaje mieć sens, robić sens…
Na początku było słowo. Słowa są jak spust. Jak cyngiel rewolweru. Słowo wywołuje określone następstwa. A jeśli połączyć różne słowa? To nie nasza wina, że cały czas leciała ta składanka. I jeszcze ten cholerny upał… Wszystko się już miesza i nakłada. Wali w łeb piekielnym żarem…
Take me to the river, drop me in the water
Take me to the river, dip me in the water
Washing me down, washing me down
(fragm. Girlfriend Is Better, Talking Heads, aut. Chris Frantz, David Byrne, Jerry Harrison, Tina Weymouth)
Zabierz mnie nad rzekę i wrzuć mnie do wody.
Zanurzysz mnie w rzece i wrzucisz do wody.
Zmyj ze mnie to, zmyj!
To w takim momencie może wydarzyć się tylko jedno…
– Na pełnej kurwie! Przy otwartych oknach i muzyce Talking Heads! – A jak powszechnie wiadomo, muza niesie się po wodzie, będzie więc głośno, będzie radośnie. Godnie i fantazyjnie – Dziekciu się zdziwi! Ale się zdziwi! Niech żyje spontan! Zróbmy to! Bo następny kawałek na playliście już czekawszy w kolejce. Zaraz zagra Psycho Killer, Fafafafa, fa fafafa…
Zjeżdzawszy w dół, po kamulcach, nasz SUV okazawszy się jednak, że nie bywszy terenowy. Nie miewszy cztery na cztery. Zsunąwszy się ze skarpy i stanąwszy dęba.
– O Huj! O! Właśnie tak!
Kółka pokręciwszy się jeszcze, zakopawszy się na maxxxa, silnik zawywszy, sprzęgiełko przypaliwszy i wszystko znieruchomiawszy…
– Huj!
Wbiwszy się przodem w miękkie, gorące koryto wyschniętej rzeki i tak zostawszy w środku pod kątem 45 stopni. Bez happy endu…
– Jak głupi huj!
Elektronika odcięła dopływ paliwa, silnik się zatrzymawszy. Cisza. Tak oto zrodziwszy się @Zasada nr 12: Nie szukaj sensu w sytuacjach, które sensu nie mają.
Cały ten akt trwał nie dłużej, niż kilkaset sekund, choć wiadomix! Wydaje się że całą wieczność! Ech, te imaginacje! Samo życie. Tylko w oddali, znad rzeki, słychać szczytujące, radosne okrzyki Dziekcia.