Któż nie marzył o bliskim spotkaniu trzeciego stopnia? Kto nie chciałby przeżyć tego osobiście? Od dzieciństwa karmieni komiksowymi treściami Relaxów i zeszytami Fantastyki, z zapartym tchem śledziliśmy przeróżne incydenty z ICH udziałem. Przecież jedne z najciekawszych miały miejsce właśnie u nas, w Polsce. Na czele z szeroko opisywaną historią rolnika Jana Wolskiego z Emilcina.
I pomyśleć, że te wszystkie tajemnicze historie, te opowieści o obcych, o przybyszach, którzy mieli budować naszą ziemską cywilizację, te niezliczone ślady i dowody – począwszy od skalnych rycin, poprzez monumentalne budowle, wierzenia, mity i opowieści, aż po zdjęcia, filmy i relacje świadków…
– No i oczywiście Roswell, 1947 rok.
– Pamiętamy! (yhmmm… huja pamiętamy)…
– Tak! Oraz te inne spodki, znalezione w stanie Nowy Meksyk…
– A to, co widzieli kosmonauci z misji Apollo?
– I amerykańscy piloci wojskowi?
– Albo ten pomarańczowy latający talerz, który utopił się w porcie gdyńskim w 1959 roku? Co go zaraz Armia Czerwona przejęła do siebie…
– I wiele, wiele więcej…
– I że wszystkie owe teorie – mniej lub bardziej spiskowe…
…one wszystkie – te pozaziemskie historie – zebrane w różnych miejscach naszej planety – może nie zostały oficjalnie wytłumaczone lub wyjaśnione (WIADOMO DLACZEGO!) – ale na pewno: KRZYŻUJĄ SIĘ TUTAJ.
– Krzyżują się i łączą, jak znaki z pustyni Nazca! Jak Kręgi zbożowe z polskiego Wylatowa i innych lokalizacji.
– Tu, gdzie stoiMY!
– Och!
– Ach!
– A ci, którzy tam pracują, o tam… – wystarczy wskazać palcem w stronę wzgórz przesłaniających dalszy widok…
– Właśnie tam, gdzie w tumanach kurzu, zasuwają te ciężarówki…
– TAK! TAM! ONI WIEDZĄ. ONI ZNAJĄ ROZWIĄZANIE!
– Bo tam schowali szczątki spodka rozbitego w Roswell i tam badali ciała kosmitów.
– Oni tam – mają łącznie aż dziewięć obcych pojazdów kosmicznych. Część rozebrali na czynniki pierwsze, gdy próbowali skopiować napęd antygrawitacyjny, ale niektóre są nadal na chodzie! I właśnie przy tym pracował Bob Lazar w strefie S-4.
– Dokładnie tam, nad wyschniętym Jeziorem Groom. W bazie, której istnienia wypierali się przez ponad 50 lat.
– W NAJtajniejszej, NAJbardziej strzeżonej części poligonu wojskowego Nellis…
– Powiedzmy to wreszcie. Wyduśmy to z siebie… Wykrzyczmy… Jesteśmy tu! Kurwaaaaa!
– Wywalmy z siebie tę całą skumulowaną, zduszoną energię…
– JesteśMY przy STREFIE 51!!!
– I cokolwiek by nam nie powiedzieli, jakkolwiek się nie zapierali, kłamali w żywe oczy…
– Tak, jak wyparli się istnienia Boba Lazara…
– Taaaa… Nie było u nas takiego człowieka, nie pracował tu, nigdzie nie studiował! Przecież uczelnie też się go wyparły, że to jakiś hochsztapler, pewnie wariat, nie znają go… Tylko ciekawe skąd posiada specjalistyczną wiedzę. Pewnie przypadkiem mu się przyśniła.
– Ale my znamy ich metody. One są zawsze takie same, w każdym jebanym systemie, w każdej konstelacji politycznej, ustrojowej i tak dalej…
– Im bardziej się zapierają, zaprzeczają, robią z ludzi głupków, tym bardziej nie można im wierzyć. To taka zabawa w kotka i myszkę, znana w historii od dawna. A gdy po jakimś czasie prawda wychodzi na jaw, to nie ma już tych, którzy ją skrywali, nie ma odpowiedzialnych, wszystko się rozmywa, rozchodzi po kościach. Winny był SYSTEM. Nigdy człowiek. Pozostaje tylko gorzka satysfakcja “a nie mówiłem, nie mówiliśmy?!”
– I tyle. I huj!
– Zapisujemy na liście zasad!? Nie wierzyć politykom!!!?
– Czy zapisujemy? To zdanie należałoby wypalać na skórze każdego niemowlaka, tak, jak znakuje się tamte biedne krówki. Albo dodać do słów wypowiadanych podczas bierzmowania, bar micwy lub innego egzaminu dojrzałości, czy jak to się tam nazywa, niezależnie od obrządku.
No, to gdzie dokładnie jesteśmy? Patrząc na mapę – mniej więcej w połowie długości Extraterrestial Hwy. Stoimy na piaszczystym parkingu, a raczej ubitej, wyschniętej skorupie czegoś, co na mapie nazywa się Rachel. Skoro jest na mapie, to znaczy, że jest miejscowością. Lecz już nie takie numery widzieliśmy na trasie. Przypomnijmy sobie Ludlow albo Nothing. Rachel – podobno jest większe. PODOBNO.
Imię Rachela ma konotacje starotestamentowe, ale nie! Nie będziemy szli tym śladem*, mamy i tak zbyt wiele wątków do zbadania. Jedno wiemy już na pewno. W podróżach pomiędzy światami należy jak ognia unikać zapętlenia, gdyż łatwo utknąć w całkiem niechcianym wymiarze.
*Jeszcze nie tak dawno temu miasteczko nazywało się Sand Springs i dopiero w 1978 r. zmieniono nazwę na Rachel, na cześć pierwszego urodzonego tu dziecka, niejakiej Rachel Jones.
Rachel w Nevadzie zamieszkuje ok. setki mieszkańców. Być może, większość z nich, akurat lata gdzieś po wszechświatach i obcych galaktykach, gdyż – jak okiem sięgnąć – nikogo z dwunożnych nie widać*. Okolice Rachel są przecież miejscem, w którym najczęściej w USA obserwowane były latające talerze kolegów z UFO. PODOBNO. O ile to w ogóle było UFO? Może te spodki wcale nie były takie niezidentyfikowane? A może latali nimi amerykańscy piloci, tak, jak w latach 80-tych trenowali manewry obcymi MIG-ami? MOŻE.
– Pociągnęliście już za żółtego ludzika Googla?
– No!
*do samochodu podchodzą czworonożni. Znamy z programów przyrodniczych ich niezgrabne kształty, szarobure, poplamione ubarwienia oraz chytre pyski. Nazywają się hienami. Tutejsze – wydają się wersją oswojoną i przyjazną. A może na coś liczą? Albo nie pochodzą z tego świata?
– Witajcie w Rachel, przed nami wrota do innego realu. Być może Gwiezdne Wrota!
– Tu Wasi reporterzy z Kanału Ufologii Stosowanej, nadajemy na żywo wprost z Centrum Światowych Tajemnic! Podkręćcie gałki odbiorników i zsynchronizujcie fale, częstotliwości i zegarki… ZACZYNAMY TRANSMISJĘ!
– Na tę chwilę możemy potwierdzić istnienie w Rachel badziewnej, dzikozachodniej zabudowy, przy której bazarowe szczęki, to pięciogwiazdkowy komfort! Mamy tu kilka tekturowo-blaszanych budek, o charakterze mieszkalno-usługowym. Dalej widzimy rozklekotane przyczepy campingowe. Osiadły na stałe, gdyż podwozia zapadły się pod ich ciężarem i zespoliły z gruntem…
– Nie dajmy się zwieść pozorom, to może być tylko przykrywka i maskowanie!
– Zasłona dymna dla satelitów szpiegowskich.
– Pozostańcie na łączach! Badamy dalej!
– Weź ode mnie tego psa, bo nie mogę prowadzić relacji!
– Przecież to nie pies, to hiena. Jak się mówi do hien?
– Do ludzkich to bym wiedział…
– Drodzy słuchacze, oto stoimy na początku piaszczystej ulicy, prostopadłej do Pozaziemskiej Autostrady….
– Zgadnijcie dokąd prowadzi?
– Wiedzie nas w kierunku Area 51. Do sedna tajemnicy! Do serca wszystkiego, co niewyjaśnione, obrosłe legendami i konspiracyjnym pancerzem. Odpowiednio strzeżone, zastrzeżone i nieoficjalne!
– Być może wcale nawet nas tu nie ma, bo za cholerę: sami nie możemy w to uwierzyć!
– Czy my tu naprawdę jesteśmy?
– Nadal nie wierzę!
– Ale idźmy dalej!
– Idźmy? Nie! To za słabe, zbyt banalne…
– Drodzy słuchacze, a gdyby tak rozpędzić nasz pojazd no i sami wiecie… wrrrrrrrrr + wiuuuuuu!…
– Lecz to nie takie proste. Trzeba pokonać rozliczne zabezpieczenia techniczne i naturalne. Widoczne i ukryte…
– Najpierw trzeba przeskoczyć obszar pustynny poligonu Nellis vel Tonopah, a następnie przelecieć nad skałami Bald Mountain.
– Są jednak tacy, którzy próbowali! Co prawda nie wlecieli do środka, bo nawet wyznawcy teorii spiskowych miewają instynkt samozachowawczy i nie są aż tak pierdolnięci, by uwierzyć w szansę na drugie, ziemskie życie. Komuś udało się jednak przelecieć awionetką wzdłuż granicy poligonu i przy użyciu dobrego zooma wyszpiegować wojskowe instalacje. Przynajmniej – te widoczne na powierzchni.
– Zawsze coś!
– Tymczasem, nawet z kosmosu, zobaczycie charakterystyczną plamę wyschniętego jeziora Groom.
– Zniżamy się bardziej! Specjalnie dla Was!
– Dawaj nawijkę dobrze nam idzie. Przez radio wszystko można sprzedać, nawet lądowanie Marsjan.
– I Wojnę Światów!
– JaNevada, JaNevada, jak mnie słychać nad Wisłą? Widzę na pustyni dwie długie kreski, proszę nawigatora, by włączył skalowanie…
– Poczekaj, przytrzymaj kurs, sekunda… Mam! Dłuższa kreska to aż dziewięć i pół kilometra! Chyba najdłuższy pas startowy na świecie. Ktoś tu się musi nieźle rozpędzać.
– To zapewne hipersoniczne odrzutowce Lockheed Martina! Kombinują, by w ciągu dwóch godzin, dolecieć stąd do dowolnego miejsca na Ziemi.
– A kreska obok?
– Drugi pas, trochę krótszy, tylko pięć i pół kilometra!
– Przypominamy, że to tylko jedno z wielu lotnisk wojskowych w tej okolicy…
– Wzzzzzz…. Bzzzzz…..
– Kurwa chyba nas namierzyli! Rób uniki!
– Proszę Państwa, wracamy na ziemię! Za chwilę dalszy ciąg relacji live!*
*jeśli chcesz obejrzeć Strefę 51 od góry, zapisz sobie taki adres: Tikaboo Peak.
– Wyłącz ten mikrofon, idziemy się napić! Zaschło mi w gardle od tej paplaniny.
– Damy radę! Najpierw praca, potem przyjemności…
– Zaraz nie wytrzymię… Ponad 30 lat słyszę ten tekst! Trzymajcie mnie!
– No dobrze, już dobrze… Ale proszę cię, podejdźmy tylko tam. Do nieGO. Obiecaliśmy IM. Nie możemy ICH już dłużej zwodzić.
– Myślisz, że jeszcze jacyś ONI tu są? Kogo obchodzą nasze wynurzenia?
– Może masz rację. Ale huj, zróbmy to przynajmniej dla siebie. Ta cała historia… To się nazywa “perfekcyjnie stargetowany produkt”. Stworzony przez nas dla nas. Mimo wszystko – nadal jeszcze mam nadzieję. Nadzieja umiera ostatnia…
– Ty romantyczny idioto. Nigdy nie dorośniesz…
– No właśnie. Tak, jak sobie przysięgliśmy!
– Czyli gramy dalej?
– Jasne, żeby nie powiedzieć “kontynuujemy dalej”!
– Życie to tylko chwila. Przed nami jest noc. Przed nami jest świat, Przed nami jest świat. Bez końca!
– …dobrze, ściszaj Siekierę!
– Przecież wiesz, że mógłbym tego słuchać bez końca. Może uwierzą, że my tak naprawdę…
– Wchodzimy z relacją!
– Halo, halo, tu radio Wolna Nevada dla Kosmitów! KONTYNUUJEMY i czujemy, że jesteście z nami DALEJ!
– Od tej chwili zaczniemy dla was kamerować na żywo, gdyż złapaliśmy zasięg!
– Być może jest to bliskie spotkanie któregoś stopnia, bo czuję drżenie rąk i dreszczyk emocji…
– W to raczej nie uwierzą. Sam w to nie wierzysz. Łapy ci się trzęsą i tyle.
– Cicho! Muszę to jakoś sprzedać!
– Szanowni słuchacze i obserwatorzy. Jak już wcześniej zaznaczyliśmy, odpowiednio podgrzewając atmosferę, chociaż u nas i tak jest ciepło, ponad 35 stopni na termometrze, w skali Celsjusza…
– A niektórych nadal trzyma gorączka!
– Do cholery nie przerywaj mi wątku, bo się zagotuję…
– Mamy nadzieję, że udało nam się dołożyć do pieca i nie spalić Waszej ciekawości. Bo oto… MAMY GO! Tuż przed nami!
– Podchodzimy ostrożnie, powoli, w końcu nigdy nic nie wiadomo…
– Przypominamy, że nadajemy na żywo z Rachel w Stanie Nevada, tuż przy Pozaziemskiej Autostradzie i Strefie 51…
– To nasze pierwsze osobiste spotkanie z obcymi, stąd oczywiste emocje i podekscytowanie. Do tej pory, tylko w telewizjach! A teraz… Nareszcie twarzą w twarz, w sensie twarzą w spodek.
– Poczekaj do wieczora…
– Szanowni Państwo, oto wisi przed nami, niezidentyfikowany obiekt już nie latający, czyli ex-UFO, w kształcie spodka.
– Wydawało mi się, że będzie większy…
– A co? Słyszałeś już kiedyś taki tekst?
– …?
– Może to Dziecko-UFO? Taki mały ET? Przecież mogli mieć mniejsze i większe wersje…
– Drodzy słuchacze, to straszne… Powiesili go na haku….
– Admirała Canarisa w obozie Flossenburg?
– Może kurwa zagrasz w teleturnieju Skojarzenia? To było w poprzednim rozdziale. Zamknij się wreszcie!
– Mieliśmy małe zakłócenia na łączach, być może nasze UFO nadal emituje fale radiowe?! Ale już jesteśmy z powrotem! Szanowni Państwo, dotykamy latającego talerza obcych. Ziemianie zgotowali mu ten los. Ludzie <-> UFO-ludkom. Powiesili go na dźwigu samochodu pomocy drogowej!
– Sądząc po modelu, to Mercury, półciężarówka-holownik, pochodząca z końca lat 40-tych…
– Tak! Czyli z okresu powstawania bazy Nellis Air Force!
– To wtedy, na niebie nad Tonopah, zaczęły pojawiać się pierwsze latające spodki.
– Widocznie szukały swoich, tych przywiezionych z Roswell, w 1947.
– Właśnie! Wszystko zaczyna się spójnie łączyć. I dlatego nasz ET-spodek wygląda na egzemplarz retro-vintage.
– Takie lubimy najbardziej.
– Jesteśmy na tropie do rozwiązania kolejnej zagadki. Przyleciał tu, został schwytany i oto jest! Służy jako… Jako reklama? Dekoracja?
– Zaraz zaraz, a może wcale nie został złapany?
– Tadam…! Mamy kolejny trop… Przejdźmy w stronę zabudowań.
– Patrzymy na napis na słupie: self parking. Czyli ladowisko dla latających talerzy!
– Czy znają Państwo pojęcie “przykrywkowcy”? Osoby działające pod przykryciem, pod inną tożsamością, wykonujące jakąś tajną misję.
– Jesteśmy tuż przed białym, parterowym budynkiem, można powiedzieć barakiem o lichej konstrukcji, wykończonym płytami OSB i blachą falistą. A cóż to za ciekawe malowidła? Ktoś tu się wcale nie kryje?
– Zgodnie z powiedzeniem, że pod latarnią najciemniej?
– Fasada wymalowana została w… słuchacze wybaczą… bo o gustach podobno się non disputandum, ale mamy tu dosyć kiczowate grafiki różnych pozaziemskich postaci.
– Budynek – zgodnie z napisem: Little A’Le Inn, służy jako zajazd, a Ziemianie są tu welcome! Wchodzimy więc do środka.
– Czyżby to była taka Mała Ziemiańska? Tak, jak w przedwojennej Warszawie? – miejsce spotkań inteligencji i artystów, a tutaj: ufologów i kosmitów?
– Być może czeka nas powtórka słynnej sceny z baru w Gwiezdnych Wojnach – Nowej Nadziei.
– I my mamy taką nadzieję!
– Hmmmmm. Niestety wnętrze jest raczej puste, goście jeszcze widocznie nie dolecieli. Przyjrzyjmy się właścicielom. Czy mają wielkie skośne oczy? Nieproporcjonalne głowy, z rozbudowaną mózgoczaszką? Nieco zielonkawą karnację?
– Oczywiście, że nie! To przykrywkowcy! Ich oryginalne skórki wiszą na ścianach, a do obsługi gości musieli przybrać ludzkie postaci. Ale przecież wiemy, że to dla nich pestka.
– Będziemy Waszymi oczami i uszami w tym wyjątkowym miejscu, pozostańcie z nami, teraz krótka chwila na reklamy…
– Ja pierdziele, ale extra!
– Extra Terrestrial!
– Czy jesteśmy głodni?
– Przestań! Dosyć mam już tych rozmiękłych frytek. A co tu serwują? Planetarne burgery? Drogie mleczne szejki z mlecznej drogi? Pozaziemskie parówy? Podawane na latających talerzach? Okraszone zieloną ektoplazmą?
Rachel to jedno z niewielu miejsc na świecie, gdzie biznes spadł ludziom Z NIEBA. I dosłownie i w przenośni. O ILE TO LUDZIE.
Gdyby nie UFO, nikt by nie trafił na to zadupie. Dlatego właściciele chyba nie protestują, że płynie do nich strumień całkiem ziemskiej kasy, gdyż Rachel stanowi mekkę ufologów z całego świata. Zbierają się na cykliczne zloty i wtedy wszystko tętni życiem, organizowane są marsze przebierańców i różne kosmiczne harce. Po dość skromnym wyposażeniu lokalu nie widać jednak deszczu pieniędzy. Prędzej przypomina miejsce po przejściu deszczu meteorytów, ale nam to jak najbardziej pasuje. Odpowiada stylistyce niniejszej podróży.
Co ciekawe, oprócz niematerialnej, acz życiodajnej manny, z nieba nad Rachel czasem naprawdę spadały jak najbardziej materialne przedmioty, na przykład szczątki norweskiego myśliwca, który rozbił się podczas ćwiczeń. Pilot zdążył wyskoczyć, ale samolot eksplodował w powietrzu i dookoła zaczęły lądować jego elementy. Aż cud, że nikt nie zginął, bo szczątki wbijały się w ziemię tuż obok zamieszkałych przyczep campingowych i placu zabaw dla dzieci. Za chwilę przyjechali żołnierze i wszystko elegancko uprzątnęli. Nikt specjalnie się nie skarżył, zwłaszcza, że część mieszkańców Rachel pracuje na terenie bazy wojskowej. Inni zajmują się rolnictwem, a jeszcze inni…
– I już wracamy do Was wprost z wnętrza baru!
– Proszę Pani, kiedy ostatnio widziała pani kosmitów? – zwracam się do kobiety za kontuarem.
– Wczoraj!
– Słyszeliśmy, że Pani zawsze tak odpowiada, czy to prawda?
– Oczywiście!
– Nie bądź nietaktowny, prawdę mówi! Widocznie wczoraj oglądała się w lustrze.
– Sugerujesz, że jest wczorajsza? Rzeczywiście, trochę rozczochrana.
– Ale za to bardzo sympatyczna.
– Specjalnie dla Was rozglądamy się po wnętrzu i badamy ścianę po ścianie, centymetr po centymetrze…
– Lepiej spójrz na sufit!
– Noooooo, czegoś takiego się nie spodziewaliśmy!
– Mamy tu prawdziwą kolekcję naszywek i odznak policyjnych, chyba z całego świata?!
– Zobaczmy czy mają nasze rodzime, niebieskie…
– ZOMO? Ich nie puszczali za granicę, na zgniły zachód!
– Czyżby ci wszyscy policjanci trafili tu na służbie? Szukając kogoś zostali unicestwieni? Funkcjonariusze Archiwów X z różnych krajów połączyli się w nicości. Zwabieni do jednego miejsca?
– Pozostały po nich tylko naszywki mundurowe! Dziesiątki naszywek…
– Cześć ich pamięci! Podobno zawsze i wszędzie…
– Patrzmy dalej, co my tu mamy…?
– Kosmiczna tequila blanco albo reposado, a nawet anejo, różne pojemności butelek – oczywiście w kształcie głowy ET.
– Jest również zielona wódka, filtrowana przez meteoryt…
– Proszę Pani, po ile ta wódka?
– Na miejscu czy na wynos?
– Mamy kosmiczne otwieracze, plakietki, nalepki, magnesy, figurki, kubki, czapki i koszulki, pojemniki z ziemią ze Strefy 51. Prawdziwy gwiazdozbiór ufologicznych pamiątek.
– Za to na przeciwległej ścianie – poważna dokumentacja fotograficzna. Różne ujęcia latających spodków.
– Goście, goście lecą! I jak widać ze zdjęć – całkiem, całkiem często!
– Za to na drzwiach do łazienki, tablica ostrzegawcza – zerwana z ogrodzenia bazy wojskowej. Co tam na niej stoi?
– Że zastrzelą każdego, zabiją na śmierć, nie pytając nawet o nazwisko i cel wizyty. Nie można podchodzić, przelatywać, ani nawet głośno myśleć o istnieniu strefy.
– A gadać można?
– Ale tylko same bzdury…
– Oj niestety chyba znowu tracimy zasięg?
– Albo namierzyli nas pelengatorami i zaczęli zagłuszanie.
– To chyba koniec audycji. Do usłyszenia w nowym, lepszym świecie!
– Chyba gorszym?
– Sam wiesz, że pewnych rzeczy nie można mówić na łączach.
– Ale wieczorem w pokoju?
– Wieczorem, wieczorem, wieczorem… Panie Janie kochany! Kto to wie, co będzie wieczorem…
Przed wejściem do Little A’Le Inn umieszczono dwie żeliwne tablice pamiątkowe, pierwszą poświęcono górniczej przeszłości regionu, a drugą… kosmicznej przyszłości. Oczywiście interesuje nas ta druga, ze znakiem ID4 czyli Dnia Niepodległości – a więc amerykańskiej produkcji filmowej z 1996 roku, z wytwórni 20th Century Fox, która to postanowiła ulokować Centrum Kosmicznej Obrony Ziemi na terenie Strefy 51. Oczywiście filmowcy nie zostali wpuszczeni na teren wojskowy – gdyż istnieniu Strefy 51, w tamtym czasie, oficjalnie zaprzeczano. Dopiero 31 stycznia 2001 r., zaledwie 11 dni po zaprzysiężeniu na urząd prezydenta, George W. Bush chlapnął, niby od niechcenia, prawie przypadkiem, coś o tajnych instalacjach wojskowych wokół Jeziora Groom. A nuż nikt nie zauważy i nie połączy nazw i faktów. Akurat musiał uzasadnić politykom istnienie strefy wyjętej spod prawa federalnego. Strefy eksterytorialnej i exterrestrialnej. Ludzie jednak słuchali uważnie i dlatego mleko się częściowo wylało, chociaż nie całkiem. Nazwa Area 51 bynajmniej nie padła.
– Może tej strefy w ogóle nie było i jest to jedynie wymysł popkultury?
– Tak jak ciężko uwierzyć w naszą wizytę tutaj…
– Rzeczywiście nieźle to zagmatwane. Namieszali ludziom w głowach.
Informacje o bazie były do tego stopnia tajne, że skojarzenia do Area 51 – w filmowym scenariuszu Dnia Niepodległości – pomimo, że nie był to zbyt poważny film – spowodowały, iż wojsko odmówiło wsparcia przy kręceniu scen militarnych. Choć wcześniej obiecało pomoc w postaci użyczenia ludzi i sprzętu do filmu. Hollywoodzka fabryka snów pokonywała nie takie problemy i ostatecznie… wyprodukowała to, co wyprodukowała. Amerykanie wyspecjalizowali się w kręceniu filmów, w których chodziło o potwierdzenie PROCENTU PATOSU W PATOSIE. Ouuu Yes!
Tymczasem, obecnie wiemy już trochę więcej. W 2013 r. uchylono rąbka tajemnicy. Oczywiście pokazując to, co chciano pokazać. Część terenów wojskowych położona najbliżej Rachel to tak zwany Tonopah Test Range czyli Area 51-A.
– O ile to to samo…
– Nie, nie to samo. Właściwa strefa 51, ta najtajniejsza, znajduje się w sercu zakazanego terenu, właśnie nad Jeziorem Groom. Tam też miała się znajdować strefa S-4 z kosmitami.
– A pozostałe tereny należące do Strefy Sił Powietrznych Nellis?
– Podzielone są na inne ponumerowane strefy, np. Area 27, Arena 7 i liczne pomniejsze jednostki, na przykład takie, od wojny elektronicznej.
Na terenach Nellis jest jeszcze jeden, wydzielony poligon ćwiczebny, a mianowicie Red Flag. Tu zapraszane są lotnicze eskadry sojusznicze z różnych krajów, najczęściej NATO, do prowadzenia walk symulacyjnych – zarówno w formule powietrznej – jedni na drugich, jak również w systemie ziemia-powietrze. To właśnie tutaj używa się rosyjskich wyrzutni rakietowych i stanowisk radarowych, a zadaniem ćwiczących załóg jest ZWYCIĘŻYĆ I PRZEŻYĆ. Dokładnie podczas takich ćwiczeń jeden z norweskich samolotów spadł na Rachel. Drugi taki poligon Red Flag znajduje się na Alasce. A od 2012 r. do manewrów zapraszani są również polscy piloci.
– Jaki dzień dzisiaj mamy?
– A po co ci to? Szczęśliwi czasu nie liczą…
– Ot tak, chciałem sprawdzić, może to bez znaczenia, ale przypadkiem mam dziwne przeczucia.
– Jest wtorek, 18 czerwca 2019 r, godzina 23:58 polskiego czasu. Nie przestawiałem zegarka, bo po co?
– Jak wiesz, ja zegarka nie noszę nigdy, mam za wielkie łapy. Czyli u nas dochodzi 16. Hohoho, to młoda godzina.
Tymczasem w innym wymiarze, dnia 27 czerwca 2019 r. niejaki Matty Roberts – kimkolwiek on jest lub był – zwyczajny użytkownik Facebooka, dokładnie w dziewięć dni po naszej wizycie w Rachel i tej krótkiej transmisji… URUCHOMIŁ LAWINĘ!
– A jednak ktoś się dostroił i wysłuchał!
– Na to wygląda…
– Wywołaliśmy efekt motyla?!
– He he he, no popatrz! To działa! To naprawdę działa!
– Jakby powiedział Kaźmirz Pawlak: “ja tylko pociągnął”.
– Ale my mieliśmy minimalny zasięg…
– Na tym to właśnie polega! Tutaj motylek macha skrzydełkiem, a gdzieś na świecie wywołuje tsunami.
– Ktoś wysłuchał, sprawdził historię Boba Lazara, uwierzył i wpadł na kretyński pomysł.
– Czyli swój gość?
– Pokrewnie tak, choć nie do końca z naszej bajki. Szturm na Area-51??? “Storm Area 51, They Can’t Stop All of Us”. To dopiero trzeba mieć wyobraźnię! Widocznie nie sprawdził dokładnie…
– I znowu: na tym to właśnie polega!
– …i ogłosił w tych swoich mediach. A społeczeństwo łyknęło! W krótkim czasie rozlało się po świecie, a już potem zaczęło żyć swoim życiem: niekontrolowane, niewytłumaczalne, niesterowalne…
– Ale rozdmuchiwalne! Inne mass media podchwyciły, dorzuciły do pieca, napompowały balonik i nagle z gówna zrobił się problem.
– A ludzie, jak to ludzie, wszystko kupią, tak jak wtedy, z Wojną Światów Wellsa.
– Wystarczy chwytliwe hasło “Przecież wszystkich nie zatrzymają” i się zaczęło. Ponad dwa miliony zapisało się na udział w wydarzeniu zdobycia Strefy 51, kolejne miliony obserwowały, lubiły, grillowały i jarały się.
– A my przyglądaliśmy się ze zrozumiałym zrozumieniem.
– I dalej ubijano pianę i to tak wielką, że zaczęła się wylewać z miski, potem z kuchni, oknami z domu, jak w starych horrorach klasy Ce, bulgotała i ogarniała coraz to większe przestrzenie, w końcu oblepiła mózgi ważnych osób i tryby strategicznych instytucji.
– Przecież dokładnie tego chcieliśmy! Nasz bąx ogarnął cały świat!
– Poważni ludzie wydawali oświadczenia. Wojsko zaczęło przygotowania do odparcia ataku, trąbili o sankcjach dla uczestników, którzy tu przyjadą i ogłaszali odstraszające pogróżki, a nawet wstrzymali ćwiczenia lotnicze na poligonie Nellis. FBI uruchomiło aparat śledczy. Lokalne władze już planowały, jak tu zorganizować na miejscu dodatkową infrastrukturę, punkty medyczne, transport, łączność, opracowywano całą logistykę.
Oczywiście znaleźli się sponsorzy, bo gdzie pianę biją, tam wiadomo: coś się dzieje, może wyrośnie z tego jakieś ciasto. Nie ważne, czy dobre, czy złe, czy pachnące, czy fekalne. Sypnęli pieniędzmi w zamian za reklamę. Muchy się zleciały, zanęcone kasą, o którą natychmiast pokłócili się organizatorzy wydarzenia. A że były to spore kwoty, zajęcie znaleźli również prawnicy i sędziowie.
Właściciele zajazdu Little A’le Inn już oceniali wielkość nadciągającej dolarowej chmury i przeliczali… no, no, dwa miliony planetarnego burgera i kosmicznej parówy? No, no…!
– I co dalej?
– No co… Jak zwykle – Bareja! Miś na miarę naszych możliwości. Miało być za pełną stawkę to było, a potem…
– Protokół zniszczenia?
– Dokładnie! Może i owszem… parę osób przyjechało, pochlali, zjedli ostatnią kosmiczną paróweczkę, nawet niektórzy podeszli pod bazę, obszczali płot, zostali aresztowani i się rozeszło po kościach. Pomysł zgnił, jak zeszłoroczna słoma.
– A ten Matty Roberts – co się z nim stało lub stanie?
– Pewnie zostanie zaszczuty. Przez FBI, Zielone Ludziki, tajemnicze odwiedziny, dziennikarzy, prawników, wierzycieli i zwariowanych fanów.
– A my?
– A my pozostaliśmy incognito, niezauważalni, jak te ciche, kolorowe, szczęśliwe motylki z łąki przy Extraterrestrial Hwy…
– Jaki stąd wniosek?
– Wszystko złociutki, wszystko ci wyśpiewam, ale wieczorem, wieczorem, wieczorem…
I w takim momencie, gdy zasadniczo wszystko już na tę chwilę zostało powiedziane, przypomniał się bardzo stary motyw ludowy. Żeby nie było, że my tylko na rockową nutę…
Ta muzyczna podróż zaczęła się od składanki 4 płyt winylowych zespołu Mazowsze, wydanych przez Polskie Nagrania – a wręczonych mi w dniu urodzin. To znaczy narodzin. Pierwszy w życiu prezent. Zobowiązuje!
Stąd taki oto cytat, który powstał na początku lat 60-tych XX wieku, gdy na Poligonie Nellis dopiero w najlepsze rozbudowywano infrastrukturę wojskową.
Fragment pasujący do okoliczności:
(…) Mądry człowiek wszędzie wdał się
Poznał głębie oceanów.
Wkrótce zjawi się na Marsie
I narobi bałaganu.
Z Marsa na nas patrzą ludzie
Dziwni, ale bardzo mili
Taki mają ten świat piękny
Żeby go nie rozwalili.
Przyjdzie kiedyś taka chwila
Jeden drugiego uściska,
Niepotrzebne już przysłowie
Przyszła kryska na Matyska!
(“Przyszła kryska na Matyska”, wersja piosenki z 1963 r. sł. Jan Brzechwa, wykonanie muzyczne: zespół Mazowsze)