– Do tej pory łapaliśmy najbliższe cele, poruszając się żabim skokiem – od punktu do punktu. A może by tak…?
– Coś sugerujesz? Przecież dopiero co zdychaliśmy, a ty szczególnie.
– Cicho! Może by tak wyznaczyć najdalsze, możliwe miejsce na mapie? Wydaje mi się, że dziś przekroczyliśmy punkt krytyczny. Tak, jak w długodystansowym biegu – moment, od którego zmęczenie i wyczerpanie nie jest już hamulcem, a motorem do dalszego wysiłku.
– Słoneczko walnęło w czerep i naładowało bateryjkę?
– Pytanie… na co nas stać?
– Ohoho, jedziesz po egzystencjalnej bandzie? Na co nas stać? Sami tego nie wiemy. Odkryliśmy za to ukryte pokłady mocy.
– To może Yellowstone? Odwiedzimy Misia Yogi.
– Ha ha ha, nie rozśmieszaj mnie, Hans. Musielibyśmy dokupić jeszcze ze dwa tuziny żetonów życia.
– OK, zatrzymaj się! Po lewej stronie jest spory sklep z mydłem i powidłem. Zobaczymy, czy mają żetony.
…Mieli wiele ciekawych rzeczy, różnych suwenirów, artefaktów i dupereli. Ale kupiliśmy tylko… Nieee, nie to, o czym pewnie myślicie. Nie dziś, no może jeszcze nie teraz, nie o tej godzinie… Kupiliśmy sobie metalowe gwiazdy Szeryfa z Utah Teritory. Na pamiątkę Szeryfa Glovera. Yeah! Ihaaa! Pamiętamy!
– Dobra, umówmy się tak: jutro możemy jechać przez cały dzień, wykręcimy rekordowy etap w Wyścigu Pokoju. Ale jutro. Wszystko Złociutki, lecz nie dzisiaj.
– Teraz zjazd na bazę?
– Tak, szukamy pierwszego lepszego noclegu, w najbliższej wiosce i liżemy rany. Regeneracja!
– Wyjątkowo się z Tobą zgodzę.
Nawet za bardzo nie wiemy, jak nazywa się ta wiocha. Przy wyjeździe z drogi prowadzącej do Parku od razu skręcamy w drogę numer 12 – w prawo. Ot, takie nasze stereotypie ruchowe – nie będziemy tego leczyć. Zgodnie z mapą, za chwilę powinny pojawić się jakieś zabudowania. Z prawej strony przelotnie miga szyld informacyjny: Mossy Cave – jakaś jaskinia? Co zapisuje się gdzieś z tyłu głowy. Lecz za chwilę trzeba przejść do analizy kolejnych obrazów. Nawigator mustanga musi skoncentrować się na szyldach, wskazujących łóżka. Tak, ewidentnie potrzebujemy łóżek. To był długi i intensywny dzień. I nadal nie widać końca oraz zachodu słońca.
Tymczasem mijamy jedynie: wielkie, zwinięte rolki skoszonej trawy oraz rozległy i rzęsiście podlewany… cmentarz.
– Takiego odpoczynku jeszcze nie potrzebujemy.
– Ale za to widzę sklep spożywczy! Zasady to zasady! Nie można ich łamać! Nie można dezerterować, odstawiać nogi, ani się poddawać. Wszak dzisiaj założyliśmy koszulki klubowe. Ot, taki dzień barwowy.
– Tak, trzeba stanąć na wysokości zadania, kultywować tradycje. Bo kto nam miałby zabronić? Nie ma huja we wsi! Stawaj przy sklepie sklepie.
– Wiocha się kończy i co? Coś namierzyłeś? Dalej już chyba nic nie będzie…
– No i bardzo Cię proszę! Zatrzymaj się za 100 metrów!
– To jakiś ośrodek wczasowy? Chyba wypasiony. Nie wiem czy nas tu przyjmą na jedną noc. To nie jest motel. Pamiętasz ile kosztują noclegi przy parkach narodowych?
– Fakt, wygląda porządnie. Bungalowy, basen, ognisko, westernowa restauracja z muzyką na żywo… Zobacz jakie widoki z tyłu – to chyba te skalne balkony, na których przed chwilą staliśmy. Tylko, że teraz jesteśmy na dole.
– Próba frajer, wchodzimy, bo za nami już kolejni się zatrzymują.
– Dobry wieczór, czy znajdzie się jeden pokój dla zmęczonych podróżnych?
– Na jak długo?
– Tylko na jedną noc… no, powiedzmy: na razie. NA RAZIE…. – Może zostawmy sobie furtkę negocjacyjną? W zależności od tego, jak przebiegnie rozmowa.
– Na jedną noc? Chwileczkę, poszukam.
– Obejrzyj się, kiepsko to wygląda – do recepcji weszły właśnie kolejne osoby, z dwóch samochodów, które podjechały tuż za nami – nasza pozycja słabnie. Pewnie będą chcieli zostać dłużej niż my, więc kobieta z recepcji już może ogłaszać przetarg: kto da więcej.
– Panowie, normalnie nie oferujemy tak krótkich pobytów, jesteśmy maksymalnie obłożeni, jest szczyt sezonu, u nas trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem.
– Aha, no tak, rozumiemy…
– Ale akurat mam jeden, jedyny pokój, bo ktoś się właśnie wcześniej wyprowadził, a następna rodzina przyjeżdża dopiero jutro. Tylko musieliby się Panowie rano wymeldować.
– Juchuuuu! A jaka cena?
– To wyjątkowa sytuacja, powiedzmy… no… hmmm… Czy 85 dolarów to będzie OK? Taka specjalna oferta.
– Juchuuuu!
– Hello, do you still have any rooms available? – Pytają następni.
– Unfortunately, we are fully booked.
– PRZEZNACZENIE!
– Dobra, poleżeliśmy, skontaktowaliśmy się z centralą… A swoją drogą, ciekawe, jak one wyczuwają, że był jakiś przypał? Od razu wiedziała! Aż musiałem selfie wysłać.
– He he he! Aliens mają inne zmysły. Unikaj zdjęć?
– Idziemy na kolację… Mają fajną knajpę! W wielkiej, drewnianej stodole. Prawdziwie dzikozachodnią! – Lecz podświadomość już pracuje, wczuwając zagrożenie. Gdyż podświadomość jest lepsza od sztucznej inteligencji, która może i uczy się na błędach, lecz takich zawiłości nie zrozumie… Podświadomość każe zadać sobie pytanie: a co się stanie, jeśli znowu wypatrzy jakieś cholerne, wahadłowe drzwi? Przez całą noc czeka nas głód i zgrzytanie zębów? Przecież na bank będą tu takie drzwi. O co mu chodzi z tymi drzwiami? A już myślałem, żeby sobie takie w domu zainstalować, no ale już by do mnie nie przyjechał? No nic, pójdę pierwszy, odwrócę uwagę, jak w starym szkolnym numerze “O! Zobaczcie! Chleb jest na suficie!”. Tylko, że on pewnie pamięta ten wybieg. Razem go stosowaliśmy. Albo po prostu rzucę się Rejtanem i co ma być to będzie…
– Idziemy! Zobacz, jaki fajny basen! O, zobacz jaki fajny strumyk! O, a tam jaki wóz drabiniasty! Też fajny! O!…
– Uff… A ja się zastanawiałem co zrobimy gdy będą wahadłowe drzwi – przyznajesz się bez pytania, jakby czytając w moich myślach…
Na szczęście, w stodole są drzwi… od stodoły!
– Uff! Przeznaczenie.