– I co? Momenty były? Dobry szlak trafiłem?
– Na dodatek całkowitym przypadkiem!
– Wierzysz już?
– Coś w tym jest. Jest coś w tym… I co teraz?
– Jak to co? Uczepiliśmy się Fremont River, nitki przeznaczenia, to ciągniemy za nią dalej.
– OK, pasuje! Masz kluczyki, zasuwasz.
Posłuchaliście sobie? U nas rozpadało się na dobre, więc i drogową playlistę trzeba dopasować. Musi być długa i kręta, niczym rzeka, płynąca wzdłuż trasy stanowej UT nr 24.
Gdybyśmy jechali w słoneczny dzień, byłoby na czym oko zawiesić, gdyż przez zaparowane na szaro boczne okno, poprzez szarą ścianę deszczu, pod niskim pułapem szarych chmur, migają jakieś wielkie, szare kształty. To ciąg dalszy Capitol Reef National Park. Kształty są bardzo… bardzo… brrrrr… Beksińskie! Szare, piękne i przygnębiające.
Nagle, jakimś cudem, choć powinniśmy powiedzieć: NIEPRZYPADKIEM, kątem oka udaje się uchwycić ten wyjątkowy obraz. Widocznie w deszczu zmysły się wyostrzają, a synapsy pracują ze zdwojoną mocą. Beksiński… Bagiński… obaj na B. Dwaj twórcy wirujący w podobnej stylistyce wokół tego obrazu, którego pierwowzór właśnie mijamy…
– KATEDRA! – nie wiem czy krzyczę na głos, czy jest to niemy krzyk zachwytu.
Oto mijamy – dostrzeżony z boku, podczas jazdy w szarudze, kamienny prototyp – naturalnej wielkości model. Jakimś kolejnym cudem, jedną ręką trzymając kierownicę, drugą sięgam po aparat i w ruchu łapię szybkie ujęcia. Dzięki nim, na kolejnym postoju będzie się można dowiedzieć, że byliśmy w nomen omen – Cathedral Valley, a to co zostało utrwalone, nazywa się Factory Butte. Obraz, który zachwyca swą potęgą i tkwi w szarym, szczerym polu: w Hrabstwie Wayne, w stanie Utah, w okolicach dokładnie: po lewej stronie od szosy nr 24, jadąc od strony Torrey.
A że zdjęcia są nieostre i źle wykadrowane? Nieważne! Grunt, że są i stanowią dowód!…
– Ufff!…
– Puff, puff, puff – chrapaniem odpowiada niczego nieświadomy Dziekciu.
– Obudź się, jakiś rozjazd. Hanksville… mają stację, zatankujemy.
– OK, OK, co się dzieje? Spojrzę w atlas. Rzeka się kończy.
– Jak to kończy? Rzeki tak łatwo się nie kończą.
– Łączy się z jakimś Muddy Creek i dalej zmienia w… ahahaha uważaj… Dirty Devil River.
– To ja dziękuję. Ja więcej już żadnych diabłów nie chcę.
– W takim razie musimy odbić na północ, czyli dalej trzymamy się numeru 24, ale – już nie wzdłuż rzeki. Nitka losu się rozdziela.
– A jak?
– Sam zobacz, chyba ktoś odrysował od linijki kolejny odcinek. Idealnie prosty, bez zakrętów, bez niespodzianek.
– Ooo, to chyba się jeszcze zdrzemniesz?
Jedyną aktualną atrakcją tej wiochy jest… sklep na stacji benzynowej – umieszczony w… kamieniu! O ile dystrybutory paliwa stoją przy drodze, pod daszkiem, to sklepik wydrążono w… jedynej we wsi skale. I tutaj rzeczywiście mamy do czynienia z jaskinią. Aby zapłacić za paliwo, trzeba wejść do jej wnętrza. Kiedyś, w czasach westernu, w Hanksville zaopatrywał się niejaki Butch Cassidy ze swoją bandą, ale nie mamy dowodów, że akurat w tym sklepiku, na tej stacji benzynowej.
Uczepiliśmy się UT-24, ale tak dziwnym odcinkiem chyba jeszcze nie jechaliśmy. Kompletnie nie ma tu niczego. Zaczynamy już liczyć pęknięcia na asfalcie, aby razem nie usnąć. Po obu stronach drogi TYLKO i AŻ perfekcyjnie płaska równina. Co prawda gdzieś tam, na horyzoncie, migają nieliczne kształty wolnostojących skałek – takich, jak ta ze stacji benzynowej w Hanksville, ale nie potrafimy dopasować do tego żadnej historii.
– Ale, żeby tak całkiem nic?
– Dziwnie wyglądają te skałki, jakby ich wczoraj jeszcze nie było…
– Tak mówicie? A gdyby tutaj stara Indianka przechodziła, do wigwamu… a tych skałek wczoraj by jeszcze nie było, a dzisiaj już by były, to wy byście Indiankę przejechali, tak?! A to być może wasza matka!
– A my byśmy jechali dyliżansem?
– No wymyśl coś jeszcze, bo mi się oczy same zamykają.
– Ale żadna Indianka nie siedzi z tyłu!
COŚ jednak się znajduje. Jest coś! Od krzyżówki w Hanksville zmienia się pogoda. Znikają deszczowe chmury, ktoś zakręcił sikawkę. To nie jest żaden nieprzypadek, a zwykła paranaukowa logika: odjechaliśmy od rzeki? Zabrakło źródła dostawy wody dla podniebnego szlaucha? Przestało padać! PROSTE?!
Jest jeszcze jedno coś. Dzięki temu, że skręciliśmy na północ, trafimy tam, gdzie nawet nie śniliśmy, że można by trafić. Zawsze gdzieś jest jakieś coś! Nitka prowadzi nas dalej.